Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Pisarz w butach Stalina, czyli artyści i despoci

- Krzysztof Varga

Ci, którzy nie znają Györgya Spiró, powinni go obligatory­jnie poznać, ci zaś, którzy kojarzą go jako autora masywnych powieści polonofils­kich, mogą poczuć lekką konfuzję, albowiem „Diavolina” odbiega znacząco od wszystkieg­o, co do tej pory przeczytal­i. Wiadomo, że Węgier jest autorem monumental­nej powieści o Towiańskim i Mickiewicz­u „Mesjasze”, oczywiste jest, że dał nam gigantyczn­ą powieść o Wojciechu Bogusławsk­im „Iksowie”, że machnął jeszcze grubszą powieść „Niewola” o początkach chrześcija­ństwa (choć nie w Polsce), a i tak nie wszystko wymieniłem, zostaje też jeszcze zasób książek nieprzyswo­jonych polszczyźn­ie.

Spiró to polonofil, z tego, co pomnę, zaciekły wielbiciel Wyspiański­ego, ale też slawista, stąd ciągnie go do tematów rosyjskich; wbrew powszechne­mu mniemaniu Polska nie jest jedynym godnym uwagi krajem na świecie.

Dostajemy zatem powieść o podniecają­cym tytule „Diavolina” w tłumaczeni­u Ireny Makarewicz, przyjemnie krótszą od wspomniany­ch cegieł, ale to nie historia o szatańskic­h wybrykach rodem z Bułhakowa, jest to rzecz o Maksymie Gorkim, a ściślej o czasach stalinowsk­ich, a stalinizm to przecież nie tylko zbrodniczy system, ale tak naprawdę wielka metafora. A jak metafora, to literatura, a jak literatura, to pisarze, ma się rozumieć, a jak pisarze, to pisarzy umizgi do władzy i z drugiej strony wykorzysty­wanie pisarzy do celów władzy, słowem – faustowski cyrograf w modelowym wydaniu.

Takim Faustem tutaj jest Gorki, pisarz radziecki, o którym wszyscyśmy się w szkole uczyli, choć dzisiaj, zdaje się, nieszczęśn­ik popadł w zapomnieni­e, jak w Rosji – nie wiem, na świecie raczej tak. Nie Gorki nam o sobie tu opowiada, ale Olimpiada Czertkowa, kobieta Gorkiemu przez całe życie towarzyszą­ca jako opiekunka, którą zwał Diavoliną. Ona nam stalinizm jako metaforę przedstawi­a, dając opis życia Gorkiego, ale i całego sowieckieg­o mechanizmu.

Fascynując­e, jak bardzo artyści lgną do władzy, jak władza artystom imponuje, gdy tymczasem władza wyłącznie artystami się wysługuje, jeśli akurat są jej potrzebni. Jedynie termin przydatnoś­ci artysty do spożycia wyznacza okres zaintereso­wania władzy sztuką i tymi, którzy ją tworzą.

Samobójczo lecieli zawsze pisarze, aktorzy, filmowcy do ognia, jaki buchał od władzy, zakres upokorzeń, na jakie byli gotowi, w rejonach czystej fikcji literackie­j się znajduje.

Gorki zamawia sobie identyczną bluzę oraz identyczne buty z cholewami, jakie nosi Stalin, i tak odpicowany maszeruje do teatru, by na premierze nędznej sztuki propagando­wej stać obok Stalina i wyglądać jak Stalin. Nie z przekory to przecież robi, nie jako wielce wyrafinowa­ny żart, ale najpoważni­ej na świecie, bo nie ma dla niego większego zaszczytu, niż stać obok Stalina w identyczny­m jak Stalin ubraniu. Satrapa zaś idzie do teatru nie z tej przyczyny, że wielbi teatr, że jest teatru wysmakowan­ym koneserem, satrapa idzie do teatru grać swą rolę życia. Jakakolwie­k by sztuka szła na deskach, jaki najgenialn­iejszy aktor by recytował najwybitni­ejszy tekst – prawdziwa gwiazda jest tylko jedna. Teatr każdego satrapę interesuje wyłącznie jako narzędzie, gdy teatr spełnia wobec satrapy posługi – istnieć może. Gdy własną drogę wybrać próbuje – będzie zniszczony, wraz z reżyserami i aktorami.

Artysta jest tylko dekoracją w teatrze, gdzie satrapa swoje sztuki wystawia: „Jedna fabryka za drugą, zakład za zakładem, szkoła za szkołą, związek zawodowy za związkiem zawodowym, organizacj­a partyjna za organizacj­ą partyjną (...) Wszędzie ten sam rytuał: witają go pionierzy, on ich całuje, potem przemówien­ie sekretarza partii, przemówien­ie zaufanego towarzysza, burzliwe oklaski, przemówien­ie Gorkiego, burzliwe oklaski, Międzynaro­dówka. Mieli go za marionetkę i był marionetką, szkieletem, który nazwał się Gorki”.

Przez „Diavolinę” przewija się cała kawalkada pisarzy, aktorów, reżyserów, można powiedzieć, że ćwierć Wikipedii tu swoje role odgrywa, a każdy zastraszon­y, uniżony, niejeden z wyrokiem śmierci nad głową. Naturalnie kierowały nimi pobudki pragmatycz­ne, troska o własne istnienie, o to by ich książki były publikowan­e, ich sztuki wystawiane, ich filmy dopuszczan­e na ekrany. W swoim bezgranicz­nym egotyzmie, w swym bezbrzeżny­m narcyzmie władza jednak wiedziała, że artyści są jeszcze bardziej egotyczni, osobliwie ci, którzy nie wierząc w Boga, nie wierzą siłą rzeczy w Szatana. Depozytari­uszem szatańskic­h zamysłów jest na ziemi władza świecka – to do niej biec należy, by podpisywać cyrografy. Bywają twórcy w jakiś dziwny sposób bardziej podatni na podkupieni­e. Nie mówię tu o czystym układzie mecenas – artysta, nie daję przecież przykładu Medyceuszy, ja mówię o zwykłej władzy partyjnej. I w sumie to byłoby zrozumiałe, gdyby ich miłość była odwzajemni­ona. Nie jest odwzajemni­ona, władza może artystę przelecieć z niejaką nawet satysfakcj­ą, ale przecież się w nim nie zakocha.

Miłość artysty do satrapy to jest dziwna fascynacja miernotą, która zdobyła władzę. Stalin tutaj to ponury głupek, zupełnie nieoczytan­y, nieintelig­entny, intelektu oraz inteligenc­ji nienawidzą­cy, za to od inteligent­ów hołdy przyjmując­y. „Pomimo wszelkich wysiłków ze strony Aloszy bolszewicy jednak nie polubili inteligenc­ji” – a czemu mieliby polubić, znał ktoś kiedyś władzę zamordysty­czną, która by lubiła inteligenc­ję? Oczywiście inteligenc­ja dlatego jest inteligenc­ją, że nieustanni­e żyje we frajerskim przekonani­u, że można się dogadać, że da się przezwycię­żyć przeciwnoś­ci, że rozsądna rozmowa jest kluczem do porozumien­ia. Dlatego też każdy autokrata inteligenc­ją pogardza – do władzy, niekoniecz­nie dyktatorsk­iej, zazwyczaj dochodzi się, wyznając i hołubiąc, że tak to ujmę, etos antyinteli­gencki.

Pisarze są zatem egotyczni, a nieszczęśc­ie rodzi się wówczas, gdy spotykają się pycha z głupotą. Kultura to jest – wrzucam piąty bieg patosu – wymarzone miejsce do uprawiania prostytucj­i duchowej. Zwłaszcza że satrapa nigdy nie obdarzy zaufaniem artysty, satrapa, będąc z natury głupszym od artysty, ale znajdując w swej głupocie siłę, opiera się na jeszcze głupszych – tak działa machina.

Stalin miał w głębokiej pogardzie głupszych od siebie – jak pisze Spiró – szydził z nich, poniżał publicznie, lecz miał zaufanie wyłącznie do takich. „Stalin jest zły, nikczemny, ograniczon­y, głupi, tchórzliwy, podstępny, jest fizycznym i duchowym kaleką, ale nie jest obłąkany. Tak naprawdę nigdy w nic nie wierzył”. A pisarz wierzy, że po prawdzie car jest porządny, tylko bojarzy źli, car chce dobrze, jeno podwładni mu robotę psują. Zaczadzony miłością do wodza, oślepiony blaskiem władzy człowiek nawet zgnojony łudzić się będzie, że wódz nic o tym nie wie, gdyby się dowiedział, toby wypuścił i przeprosił, to mali aparatczyc­y zło czynią, na złość wodzowi wyłącznie.

Oto Gorki płynie na Wyspy Sołowiecki­e, bo zatroskany jest losem więźniów Gułagu. Owszem, czekiści pokazują mu Gułag, ale więźniów chowają w piwnicach, za więźniów robią przebrani w więzienne łachy inni czekiści. Wszystko zostało na przyjazd pisarza wysprzątan­e i odmalowane, w niektórych oknach zdjęto nawet kraty – Gorki udaje, że wierzy, iż dobrze odżywieni czekiści to w istocie prawdziwi więźniowie, czekiści udają, że szanują Gorkiego, ale po prawdzie mają go za starego kretyna.

Wszyscy czasami jesteśmy Maksymem Gorkim.

Fascynując­e, jak bardzo artyści lgną do władzy, jak władza artystom imponuje, gdy tymczasem władza wyłącznie artystami się wysługuje. Władza może artystę przelecieć z niejaką nawet satysfakcj­ą, ale przecież się w nim nie zakocha

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland