Śmieszna duma
Jestem poruszona patriotycznymi czynami, jakich Pan w życiu dokonał, Panie Mariuszu” – napisała 11 listopada. Ponieważ ironia pociąga mnie najbardziej ze wszystkich form szczerości, ale niechęć do mnie pociąga mnie jeszcze bardziej niż chęć, skontaktowałem się z autorką tych słów.
Pracuje w korporacji medycznej. Jest nałogową czytelniczką książek. Mówi, że ta jej przypadłość wiąże się z inną – i to nas łączy – kiedy tylko coś przeczyta, co wymaga uzupełnienia, natychmiast szuka książki, która to zaspokoi. – Mój synek – opowiada – ma 11 lat i już go zmogła ta sama choroba. Pilnuję, żeby nie był przemądrzały. Przemądrzała dziewczyna to kulturowo uzasadnione, kobiety zawsze miały nie odzywać się, czekać na swoją kolej, więc to naturalna reakcja, ale przemądrzały mężczyzna…
– Przepraszam, zbaczamy z tematu. Dlaczego ze mnie się pani wyśmiewa – spytałem.
– Coooo?
– A jakie ja niby patriotyczne czyny mam na swoim koncie? – Napisał pan przecież na Facebooku, że patriotyzmem jest zakładanie organizacji pozarządowych i miejsc, które sprawiają, że żyje się lepiej. I że z panem Tochmanem takie miejsce założyliście. Fundacje, księgarnie, osiedlowe czytelnie, siłownie – to jest droga. Zastanówmy się, dzieci, co możemy zrobić dla miejsca, w którym mieszkamy, bo to patriotyczny czyn… No ale dzieci myślą, że latanie z flagą, odpalanie rac i pogarda to patriotyzm…
– A pani patriotyczny czyn?
– Sorry, mam tendencję do dygresji... No właśnie to chciałam panu powiedzieć. Myślę o ostatnim tabu w Polsce. Mówi się już publicznie o wszystkim: molestowanie, aborcja, antysemityzm, ale o tym jeszcze nie...
– Ja już mówiłem w telewizji lub pisałem o wszystkim.
– A wcale nie. Bo nie mówi się publicznie: nie jestem patriotą. – A pani?
– Ja właśnie nie jestem patriotką. Inaczej: nie jestem prawdziwą Polką, choć mama mamy mojej z Żytomierza, a taty rodzina z Piotrkowa. Chłopskie rodziny od dziada pradziada. Mogłabym być Francuzką, Niemką, Estonką, kim pan chce. Dużo jeżdżę, zwłaszcza jak już syn nie potrzebuje takiej opieki, i w każdym pokoju hotelowym odgrywam w myślach zabawę: co by było, gdyby to miało być moje mieszkanie, urządzam je w wyobraźni. Gdziekolwiek mieszkam choćby jedną noc, we Frankfurcie czy w Odessie, automatycznie wyobrażam sobie: oto moja ulica, tu miałabym znajomą, to byłaby moja ulubiona piekarnia i tak dalej. – Też mam te same natręctwa!
– Ale ja naprawdę mogę żyć wszędzie, Polska jest moim przypadkowym krajem. Niechbym to powiedziała na głos. Zjedliby mnie.
– Przesadza pani. W internecie czytałem wyznania: jak zobaczyłam swój ostatni PIT, przestałam być patriotką. System podatkowy i biurokracja w Polsce sprawiają, że mam ją w dupie…
– Nie chodzi mi o wkurzenie na kraj. O nic nie jestem wkurzona. Mnie śmieszy – „śmieszy” jest najlepszym słowem – kiedy Polacy deklarują: jestem dumny z Polski. A z czego? No… z Kopernika, z Tatr, z naszych jezior, z „Solidarności”, z Chopina. Kurwa, przepraszam, ale wydaje mi się to największym objawem głupoty. Kopernik odkrycia dokonał na własną rękę, Chopin dostał talent od Boga, „Solidarność” to nasi dziadkowie, a Tatry są wspólne ze Słowakami i Stwórca je zbudował lub inny kosmiczny mag. Jak można być dumnym z czegoś, na co nie mieliśmy żadnego wpływu? Następna rzecz. Mówi mi kolega: żółci nas zaleją. Co, pytam. No za sto lat wszędzie będą Chińczycy, mówi. No i co z tego? Jak to co, rasa biała wyparuje, nie będzie już nas! Twoich prawnuków nie będzie! No i… pytam. Jakie to ma znaczenie, czy będzie tu rasa żółta, czy biała? Przecież człowiek jest człowiekiem, a nie kolorem. Ale ty debilka jesteś, mówi on.
– Pani Kamilo, przepraszam, ale ja już więcej miejsca na ten tekst nie mam.