14 kobiet na moście
Siedzą od lewej: Agnieszka Wierzbicka,
Elżbieta Podleśna, Beata Geppert, Agnieszka Markowska, Kinga Kamińska, Ewa Błaszczyk, Izabela Możdrzeń
NNajgorsze były dwie godziny na rondzie Dmowskiego. Udawałyśmy, że się nie znamy. Jak którąś rozpoznają, to wpada jedna, a nie wszystkie – opowiada Lucyna Łukian, lat 57, matka czwórki dzieci, prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą. Branża: handel.
Stworzyły zamkniętą grupę na Facebooku. Konsultowały tam swój plan.
Lucyna: – Ustaliłyśmy, że zaczynamy przed mostem Poniatowskiego. Tam jest najwęziej. Były największe szanse, że ich zablokujemy.
– Szłyśmy niedaleko Młodzieży Wszechpolskiej. Za nami nieśli wielki czarny baner ze szczerbcem. Mówię do dziewczyn: „Źle stanęłyśmy, bo ci to nam od razu wpieprzą” – opowiada Agnieszka Markowska, lat 51, matka dwójki dzieci, pracownica firmy ubezpieczeniowej. – Zauważyłam, że przed nami idą państwo koło pięćdziesiątki. Ona elegancka, on w płaszczu z kotylionem. Pocieszałam się, że może będą nas bronić. Później ta pani krzyczała do mnie: „Ty kurwo, co tu robisz? Mąż cię w domu nie pierdoli?!”.
– W ONR i w Młodzieży Wszechpolskiej znają nasze twarze. Bałam się, żebyśmy przetrwały nierozpoznane – dodaje Kinga Kamińska, lat 69. Pracowała jako bibliotekarka na Politechnice Warszawskiej, później na UW, była starszym kustoszem w IPN. Na akcję specjalnie pomalowała usta i założyła perukę (prezent od przyjaciółki po chemioterapii). Ma astygmatyzm, ale zdjęła charakterystyczne okulary. – Czekam na operację biodra. Najadłam się środków przeciwbólowych i przyszłam bez kuli. Po pierwsze, może by mnie poznali po tej kuli. Po drugie, bałam się, że jak usiądziemy na ulicy, to tą kulą będą nas tłuc.
– Parokrotnie dostałam kopniaka w plecy, po nerkach, bo bohaterowie lubili zachodzić od tyłu. To widać na filmie. Zostałam też czymś oblana po twarzy. Nie chcę się domyślać, co to było. Miałam chusteczki, to się wytarłam – opowiada Elżbieta Podleśna, lat 49, psychoterapeutka, kierowniczka ośrodka terapii uzależnień.
Dostarczycielki dowodów
– To był nasz krzyk rozpaczy. Poszłyśmy tam z poczucia beznadziejności, bo widzimy, że instytucje do tego powołane – policja, urząd wojewody, urząd miasta – nie reagowały na hasła neofaszystowskie i rasistowskie wznoszone na wcześniejszych Marszach Niepodległości. Pozwala się na przyjazdy działaczy zagranicznych, jawnie faszyzujących ugrupowań. Zaprasza się ich nawet do Sejmu – mówi Krystyna Zdziechowska, lat 54, matka dwójki dorosłych dzieci, lekarka anestezjolog.
– Teraz słyszę, że poszłyśmy prowokować. Nie. Poszłyśmy dostarczyć dowody – podkreśla Ewa Błaszczyk, lat 43; prowadzi własną działalność gospodarczą. Branża: IT. To ona była pomysłodawczynią akcji.
W Marszu Niepodległości poszło 14 kobiet – działaczek ruchu Obywatele RP, Warszawskiego Strajku Kobiet oraz płockiej inicjatywy Jedzenie zamiast Bomb. Na moście Poniatowskiego stanęły także: Beata Geppert (lat 62, tłumaczka języka francuskiego kabinowa i literacka), Maria Bąk-Ziółkowska (lat 63, architekt wnętrz), Zofia Marcinek (lat 23, tłumaczka), Izabela Możdrzeń (lat 36, specjalistka ds. zintegrowanego systemu zarządzania przedsiębiorstwem), Monika Niedźwiecka (lat 43, nauczycielka języka polskiego), Agnieszka Wierzbicka (lat 42, doradca podatkowy), Katarzyna Szumniak (lat 53, wydawczyni i księgarka), Katarzyna Kwiatkowska (lat 45, z wykształcenia informatyk).
Protestowały przeciw hasłom: „Biała Europa braterskich narodów”, „Biała siła, Ku Klux Klan”, „Narodowy socjalizm”, „Wszyscy równi, wszyscy biali”, „Nasze ulice, nasze kamienice”, niesionym na transparentach, skandowanym.
Zanim marsz wszedł na most Poniatowskiego, rozwinęły baner „Faszyzm stop”. Stanęły z nim w poprzek napierającego tłumu.
Lucyna: Babcia mi opowiadała
Lucyna Łukian z dzieciństwa pamięta opowieści babci i ojca o czasach wojny na Wołyniu. We wsi Moczulanka żyli Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Romowie. Pobierali się między sobą, ale w czasie wojny zaczęli jedni drugich wydawać. – Jedni – bandom UPA, drudzy – hitlerowcom. Sąsiedzi sąsiadów, a nawet dzieci ojca.
Lucyna wspomina opowieść, która jej szczególnie została w pamięci. Babcia Serafina poszła do drewutni. Półmrok, wybiera drewno, ale czuje, że ktoś ją obserwuje. To sąsiad z naprzeciwka, Żyd. „Serafina, cicho, ja tylko chcę na dzieci popatrzeć” – szepcze. Jego żona była Polką. Dzieci wydały go Niemcom. Ukrywał się, ale przyszedł na nie popatrzeć, bo tęsknił. – Później, jak UPA wydała wyrok śmierci na mojego dziadka, to ten Żyd ukrył go z rodziną w lesie – opowiada Lucyna.
Młodość spędziła w Lidzbarku Warmińskim. Nie angażowała się politycznie. Zresztą