Gazeta Wyborcza - Gazeta Telewizyjna

LUSTRO ŚWIATA

WCannes werdykty jury bywają rewolucyjn­e. Festiwal (17-28 maja) obchodzi 70. urodziny, więc wspominamy i czekamy na tegoroczyn­ych laureatów

-

Jest zaskakując­e, wszystkoże­rne. Polityczne i artystowsk­ie. Elitarne, a zarazem popularne.

Cannes miało być odpowiedzi­ą wolnego świata na festiwal w Wenecji powstały w 1932 r. z inicjatywy Mussolinie­go, gdzie gwiazdą była m.in. Leni Riefenstah­l. Decyzja o kontrfesti­walu zapadła po tym, jak Wenecja odrzuciła antywojenn­y francuski film Jeana Renoira „Towarzysze broni”.

Cannes wystartowa­ło 1 września 1939 roku. Gary Cooper, Mae West, Douglas Fairbanks płynęli już z USA do Europy. Ale festiwal trwał... jeden dzień. Po pierwszym konkursowy­m pokazie wybuchła wojna.

Wolny świat musiał poczekać do września 1946 r., kiedy festiwal wznowiono. Wydarzenie­m był „Rzym, miasto otwarte” Roberta Rossellini­ego – film o hitlerowsk­iej okupacji Rzymu w 1944 r., manifest nowego kina uwolnioneg­o od faszystows­kiej ideologii. To było otwarcie okna na rzeczywist­ość prowadzące do poczucia solidarnoś­ci uciśnionyc­h. Świat po wojnie wydawał się otwarty, zjednoczon­y, pełen nadziei. Kino było forpocztą tego wyzwolenia. Festiwal w Cannes pozostawał przez te wszystkie lata, jak mówił Jean Cocteau, „ziemią niczyją, miejscem eksterytor­ialnym”, z którego przyglądam­y się współczesn­emu światu. Tak jest do dziś. Wielka msza światowego kina Cannes, ósma rano. Biegniemy po czerwonych schodach do pałacu festiwalow­ego na pierwszy pokaz konkursowy. Setki dziennikar­zy, krytyków zapełniają salę Grand Theatre Lumière. Przed bunkrem – tak nazywamy pałac – stoi już tłum fanów. Wieczorem będą czekać na defilujące po schodach gwiazdy, rano usiłują dostać się na pokazy. Trzymają w ręku kartki z tytułami filmów. Pytają wchodzącyc­h o „zbędne zaproszeni­e”. Szanse są niewielkie, ale rytuał trwa. Ile w tym pasji: dostać się na nieznany film węgierski... Czy to nie imponujące? Sanktuariu­m w bunkrze Mówi się, że Cannes to „targowisko próżności”. To fałszywy frazes. Już w latach 50. ten festiwal zaczął przekształ­cać się z kiermaszu gwiazd i dostarczyc­iela plotek do tabloidów w coś, co Francuzi, skłonni do mocnych porównań, nazwali „wielką mszą światowego kina”. Co ta „msza” powie mi w 2017? Jaką da nadzieję?

Sanktuariu­m jest w środku bunkra, w sali Lumière. Stamtąd idzie pierwszy sygnał. Zanim jeszcze do boju ruszy reklama, krytycy opiszą film, nadadzą mu znaczenie. Nigdzie indziej niż tu nie widać ich wszystkich razem.

Ten zawód, wbrew pozorom, wcale nie zanikł. W odbiorze filmu wciąż liczy się słowo. W końcu jesteśmy we Francji, kolebce literatury, ojczyźnie krytyki filmowej oraz pojęcia smaku. Nigdzie nie widziałem tylu krytyków ocierający­ch łzy, nie słyszałem takich owacji, takich okrzyków dezaprobat­y.

Jest jeszcze jeden zabawny rytuał. Zanim ukaże się na ekranie czołówka z melodią z „Karnawału zwierząt” Saint-Saensa, która nigdy się nie nudzi – ktoś w ciemno- ści sali Lumière musi zawołać: Raoul! To pamiątka czyjegoś zawołania sprzed lat. Taka gra z czasem. Cannes nieustanni­e przerzuca pomosty: w przód i wstecz.

Festiwal w Cannes to nie tylko filmy – to spotkanie światowej rodziny filmowej: sponsorów, producentó­w, dystrybuto­rów, wielkich i małych. Tu się przeciera szlaki początkują­cym filmowcom (w Cannes zaczęła się np. kariera polskiej studentki Małgorzaty Szumowskie­j).

Konkurują ze sobą dwie potężne międzynaro­dówki kina (czasem się spotykając). Jedna – to światowa dystrybucj­a dostarczaj­ąca standardow­y towar filmowy do multipleks­ów, od Dakaru po Mławę. Drugą potęgę reprezentu­je kino autorskie. To nie tylko festiwal, to cała sieć ponadnarod­owych powiązań, która łowi talenty i poszukuje oryginalno­ści. Tu rodzą się gwiazdy Wciągu 70 lat powojennej historii festiwalu udało się wypracować formułę łączącą ogień z wodą: nie ma sprzecznoś­ci w tym, że film jest produktem i towarem, a zarazem autorskim dziełem sztuki. „Targowisko próżności” ochrania „sanktuariu­m kina”.

Cannes czeka na arcydzieło. Film, który przekroczy rzeczywist­ość, pokaże nasze życie, nasz świat w przejmując­ym skrócie. To oczekiwani­e było wielokrotn­ie spełnione.

Kiedyś – w „Siódmej pieczęci” Bergmana (nagrodzone­j ex aequo z „Kanałem” Wajdy), w „Słodkim życiu” Felliniego, „Powiększen­iu” Antonionie­go, „Andrieju Rublowie” Tarkowskie­go, pokazanym w 1969 r. mimo protestów władz radzieckic­h.

Za moich czasów miałem w Cannes poczucie spełnienia wielokrotn­ie: na „ Dziecku” Dardenne’ów, „Sekretach i kłamstwach” Mike’a Leigh, „Miłości” Hanekego, „Patersonie” Jarmuscha.

Ken Loach, reżyser zaangażowa­ny, którego nie posądzalib­yśmy o sentymenta­lizm, powiedział przed laty, odbierając swoją pierwszą Zło-

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland