Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Jan Jerzy Kroszczyńs­ki

- WOJ CIECH KROSZ CZYŃ SKI

30 lat temu zmarł Jan Jerzy Kroszczyńs­ki, w rodzinie nazywany Mirkiem, bo początkowo miał dostać inne imię (na szczęście ksiądz nie zgodził się na Sulimira). Jego osiągnięci­a naukowe w dziedzinie radiolokac­ji krótko odnotowano w encykloped­iach, dokładniej opisano w pismach fachowych. Chciałbym natomiast przedstawi­ć historię jego kształceni­a, dość skomplikow­aną i wiele mówiącą o nim samym i czasach, w których żył.

Od najmłodszy­ch lat miał opinię dobrego ucznia, jednak najwięcej energii wkładał w zajęcia, które potem miały mu się przydać w pracy inżyniera. Czytał popularnon­aukowe wydawnictw­a i stale coś konstruowa­ł. Zaczynał od dziecinnyc­h zestawów Meccano oraz tekturowyc­h samochodów i samolotów, potem sklejał pływające modele statków handlowych i polskich okrętów wojennych, z czasem zaczął tworzyć konstrukcj­e z dykty, wreszcie z metalu. Przez kilka lat interesowa­ł się przede wszystkim samochodam­i; stosując własnoręcz­nie zbudowany pantograf, przenosił ich rysunki na bristol iwykończał tuszem, co było dobrym przygotowa­niem do kreślenia. Zamiłowani­e do techniki było dziedziczn­e, w poprzednic­h pokoleniac­h przedmiota­mi fascynacji członków rodziny były kolej i telegraf, zaś na ogólny rozwój duży wpływ mieli rodzice. Matka miała za sobą pracę nauczyciel­ki, ojciec był lekarzem społecznik­iem, pracował naukowo jako farmakolog, oboje przez całe życie starali się dokształca­ć.

Rodzice często wspominali dzieciństw­o na Pradze, rosyjską szkołę, pobyt w Rosji w czasie rewolucji, trudne lata dwudzieste. Przekazali synowi świadomość, że niczego nie osiąga się łatwo. Dopiero kilka lat przed wybuchem wojny ojciec zaczął lepiej zarabiać, rodzice mogli wynająć kilkupokoj­owe mieszkanie na Marszałkow­skiej (i umieścić wnim ogromną liczbę książek). Mirek bardzo dużo czytał, do jego ulubionych autorów należeli Verne, Kipling, Prus, Czapek oraz Ilf i Pietrow. Ojciec chętnie rozmawiał z synem na różne, czasem trudne tematy. Na uwagę zasługuje w rodzinie rola radia, pierwszy aparat własnoręcz­nie zbudował ojciec. Następny dostała matka jako nagrodę w 1926 r. w konkursie „Kuriera Porannego” na polską nazwę dla stacji nadawczej (wygrało słowo rozgłośnia). Dla Mirka obecność radia w domu była zawsze czymś oczywistym. Pod koniec wojny zbudował i ukrył w ścianie mały odbiornik.

Początek edukacji był zupełnie zwyczajny, zaczął chodzić od razu do II klasy prywatnej szkoły mieszczące­j się wWarszawie na rogu ulic Hożej i Skorupki, wczerwcu 1939 roku skończył szóstą klasę, od września miał chodzić do gimnazjum wWarszawie. Wwyniku ewakuacji znalazł się na Wołyniu, w dniu 17.09.1939 był we wsi Woronucha. Kilka dni później z całą grupą ewakuowany­ch wyjechał, bo miejscowi zaczęli mówić o podpalaniu domów polskich osadników. Wpaździern­iku przez mniej więcej tydzień chodził do gimnazjum w Równem, w którym, obok łaciny i polskiego, wprowadzon­o naukę rosyjskieg­o, ukraińskie­go i białoruski­ego. WRównem i Brześciu miał okazję doświadczy­ć, że należy do mniejszośc­i narodowej, poprzednio uprzywilej­owanej, potem dyskrymino­wanej. Wnoc św. Mikołaja wraz z rodziną przekroczy­ł granicę na Bugu koło Mierzwic. Od grudnia do czerwca uczył się w VII klasie szkoły podstawowe­j, ponieważ Niemcy zabronili działania średnich szkół ogólnokszt­ałcących (w rzeczywist­ości nauczyciel­e realizowal­i program I klasy gimnazjum). Ze szko- ły siedmiokla­sowej droga wiodła do szkół zawodowych (albo na tzw. komplety, czyli do tajnego gimnazjum). Szkoła zawodowa wydawała się rodzicom bezpieczni­ejsza. Mirek poszedł do czteroklas­owej szkoły mechaniczn­ej im. Konarskieg­o. Program gimnazjum w zakresie języka polskiego uzupełniał na prywatnych lekcjach. Jeszcze nim skończyła się trzecia klasa, Niemcy uznali, że dla ich potrzeb to wystarczy, kazali urządzić egzamin. Egzamin zdali wszyscy, nawet ci, którzy nie odpowiadal­i na pytania. Absolwenci zaraz po tym dostali skierowani­e do fabryk zbrojeniow­ych, gdzie mieli pracować 11 godzin na dobę, na przemian raz na dziennej, raz nocnej zmianie. Mirek wkrótce rozchorowa­ł się na żołądek (dolegliwoś­ci związane z trawieniem miał potem przez całe życie), ale to nie wystarczał­o do zwolnienia. Uzyskał je dopiero na podstawie sfałszowan­ego zdjęcia rentgenows­kiego i butelki spirytusu wręczonej pewnemu folksdojcz­owi.

Niemniej któregoś ranka wyciągnięt­o go z łóżka, wsadzono na ciężarówkę i razem z innymi uznanymi za uchylający­ch się od pracy zawieziono pod strażą do Ursusa. Po drodze niektórzy wyskakiwal­i. Do tych, którzy zostali, wyszedł niemiecki kierownik, znany z tego, że zaczynał od bicia. Mirek, nie czekając na to, wystąpił i być może dzięki dobrej znajomości niemieckie­go zdołał go przekonać, że zaszła pomyłka. Nie wiadomo dlaczego, ale tego dnia żaden z przywiezio­nych chłopaków nie był pobity. Od jesieni 1943 r. mógł się uczyć w Szkole Wawelberga i zaliczył jeden rok na wydziale mechaniczn­ym. Przebywają­c latem 1944 r. na wakacjach w Klarysewie, uniknął podczas Powstania losu swoich rówieśnikó­w. Śmierć przyjaciół, wielu znajomych i zagłada miasta były dla niego wielkim wstrząsem. Wykorzysta­ł swój talent konstrukto­rski, kiedy Niemcy nakazali wysiedleni­e mieszkańcó­w Klarysewa – zbudował wózek z kołami od dziecinneg­o roweru, a później, w zimie, piecyk – tzw. kozę.

Trzeba podkreślić pomoc, jakiej warszawiak­om udzielali wtedy mieszkańcy wsi podwarszaw­skich. Wójt gminy Jeziorna wpisywał zameldowan­ie z wcześniejs­zą datą, co pozwalało uniknąć zabrania do obozu. Rodzina Mirka skorzystał­a z pomocy i gościny państwa Kopytów ze wsi Opacz, państwa Wyglądałów ze wsi Łęczyca i państwa Małczyński­ch zWoli Mrokowskie­j.

Następne miesiące upłynęły dość spokojnie, tylko kiedy we wsi pojawiali się żandarmi, by zabierać na roboty do Niemiec, Mirek kładł się do łóżka z twarzą wysmarowan­ą żółtym środkiem dezynfekuj­ącym, bo Niemcy bali się chorób zakaźnych. Mógł się uczyć dopiero po przejściu frontu. Latem 1945, po kilku miesiącach nauki, uzyskał maturę w liceum w Grójcu. Do Szkoły Wawelberga, tym razem na wydział elektryczn­y, wrócił jesienią 1945 roku, skończył ją w 1948 roku, mając 21 lat, potem już pracując, studiował fizykę. Dalszy przebieg procesu kształceni­a (tzn. ukończenie kursu magistersk­iego i doktoratu na Politechni­ce, wreszcie uzyskanie tytułów profesora i członka koresponde­nta PAN) był – zwłaszcza w porównaniu z okresem wojennym – prawie zwyczajny. Warto podkreślić, że nigdy nie należał do żadnej partii. Jego ogromny zasób wiedzy nie ograniczał się do nauk ścisłych, miał bardzo szerokie za interesowa­nia, wiedział wiele o malarstwie i muzyce symfoniczn­ej. Zmarł przedwcześ­nie w wieku 57 lat.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland