Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
PRZEJŚCIE JEST, ALE GO NIE MA
Na parkingu przed Urzędem Dzielnicy Śródmieście stanął znak zakazu. Czarna postać wczerwonym kółku obwieszcza: „Brak przejścia dla pieszych”. Dzielnica tłumaczy, że to z troski o bezpieczeństwo pieszych. Idąc, mogą się bowiem przewrócić. To logika godna rozumowania – życie grozi śmiercią.
Ja się odważyłam i przez parking przeszłam. Niewielki placyk otoczony grafitowymi słupkami i czerwono-białym szlabanem znajduje się obok urzędu dzielnicy przy ul. Nowogrodzkiej 43. Parkują tu pracownicy urzędu. To też dobry skrót, żeby szybko przejść zNowogrodzkiej na Kruczą, nie robiąc kółka wokół trawnika przy budynku. Codziennie przechodzą tędy dziesiątki osób.
Chodzę i chodzę, próbując nawiązać kontakt wzrokowy z siedzącym wbudce ochroniarzem. Czekam na reakcję, bo przecież przejścia tu nie ma. Ochroniarz nie zwraca na mnie uwagi, rozmawia przez telefon. Kiedy kończy, pukam wokienko. – Pani idzie, się nie przejmuje – instruuje mnie. – Ale przecież zakaz – wskazuję na tabliczkę. – Ludzie przechodzą. I idą dalej – mówi ochroniarz. – Zakaz jest, ale nic im przecież za to nie grozi. Trzeba by ogrodzić – ocenia.
Kiedy zaczepiam przechodniów iwskazuję na czerwone kółko, reagują jak podejrzani w czasie przesłuchania. – Nie widziałam. Idę od drugiej strony, tam znaku nie ma – tłumaczy się kobieta. – Przecież ja chodnikiem szłam! – zarzeka się inna. Mężczyzna obok ucina: – Całe życie tędy chodzę i nigdy nikt mi uwagi nie zwrócił.
Wurzędzie dzielnicy dowiaduję się, że znak ustawiono „wtrosce o bezpieczeństwo pieszych, którzy często korzystają z przejścia w tym miejscu”. Co im grozi na parkingu? – Mogą być narażeni na wypadki (m.in. na poślizg zimą na wyjątkowo śliskiej nawierzchni parkingu, jak również na niebezpieczeństwo ze strony manewrujących samochodów), za które urząd ponosiłby odpowiedzialność odszkodowawczą – wyjaśnia Mateusz Dallali, rzecznik dzielnicy. Patrzę na nawierzchnię: to równo ułożona betonowa kostka. Równiej tu niż na prowadzącym wprost do urzędu chodniku, w którym załamują się spękane płyty. Jednak to kostkę śródmiejscy urzędnicy uznali za wyjątkowo niebezpieczną dla pieszego. A może po prostu wyszli z założenia, że chodzenie zawsze grozi upadkiem. I poczuli się upoważnieni do postawienia znaku.
Manewrujące samochody też są, zdaniem urzędników, niebezpieczne. I to jak Warszawa długa i szeroka, nie tylko przy Nowogrodzkiej. Ajednak warszawiacy nie giną masowo pod kołami parkujących aut, a miejskie parkingi nie są grodzone i obwarowane zakazami. Ktoś jednak wciąż zawierza naszej inteligencji i uznaje, że potrafimy bezpiecznie przejść przez parking (choćby pozostawiwszy na nim samochód). Urząd Dzielnicy Śródmieście wolał postawić czerwone kółko.
Tabliczka straszy jednak tylko zwyglądu. Jak się okazuje, wcale zakazem nie jest, lecz jedynie niewinną informacją.
– Tablica została ustawiona jedynie wcelu zwrócenia uwagi pieszych na możliwe zagrożenie iposiada wyłącznie charakter informacyjny. Nieprzestrzeganie zakazu nie jest obwarowane żadnymi sankcjami prawnymi – podkreśla Dallali. I dodaje, że po parkingu – mimo informacji o braku przejścia – można chodzić do woli.
Jakoś wyjątkowo opresyjna ta informacja. Po co powstała, skoro niczemu nie służy? Odpowiedź kryje się w słowach rzecznika. To martwy przepis, którego jedynym zadaniem jest zwolnienie urzędu z odpowiedzialności za ewentualne wypadki. Nawet jeśli przy okazji uderzy się czerwonym znakiem wpieszego iwywoła wnim niepokój związany z łamaniem niepotrzebnego przepisu.