Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
„PO PASACH NIE JEŹDZI! NIE WOLNO!”
konduktorkę wydobyło zpamięci zdarzenia bieżące. Oto owa scenka: dwa krańce chodnika rozdzielone przejściem dla pieszych, na którym spotykają się mężczyzna wśrednim wieku i rowerzysta. Pierwszy idzie żwawo, drugi przejeżdża wżółwim tempie, trzymając się prawej strony. Mijają się, trwa to ułamek sekundy, po czym mężczyzna rzuca głośno: „Po pasach nie Po pasach nie wolno!”.
Zostawmy rozsądzanie, czy rowerzysta złamał przepisy. Chodzi o coś innego – o język. „Nie tędy!”, „ z roweru na chodniku!”, „ przepraszam” – ileż to razy słyszałam na warszawskich ulicach podobne zdania. Niezależnie od dzielnicy, pory dnia czy pogody łączyła je dziwaczna forma. To zaprzeczenie zasad zachowania wsytuacjach kryzysowych, gdy – jak kładą do głów ratownicy – nie należy wołać: „Pomógłby ktoś!”, lecz bezpośrednio: „Pani wniebieskim płaszczu i okularach proszona jest owezwanie pomocy!”. Wydawałoby się nic prostszego, lecz w tym przypadku coś przeszkadza, by z tej reguły skorzystać.
Język nie jest niewinnym narzędziem. Używany jako maska, często ujawnia właśnie to, co próbujemy ukryć. Spod obojętnych z pozoru sformułowań przezierają rzeczywiste intencje. Lęk i niechęć do konfrontacji ze współmieszkańcem, identyfikowanym jako obcy dlatego, że korzysta z nielubianego przez nas środka transportu. Bo gdyby chodziło o zmianę zachowań, to chyba łatwiej byłoby zwrócić się wprost: „Nie podoba mi się, że pan przejeżdża rowerem na pasach. Przestraszyłem się, że pan we mnie wjedzie”? Niezawodnym testem na intencje osoby wypowiadającej uwagę bywa odpowiedź: „Pan coś do mnie mówił?”. Wdziewięciu na dziesięć przypadków zagadnięty odwraca się, unikając kontaktu wzrokowego, i oddala przyspieszonym krokiem.
Dziwacznych form i asekuracyjnego języka używali PRL-owscy ciecie, zaznaczając swoją władzę nad petentem. Ustrój przeminął, ale metoda trzyma się mocno i zachwaszcza polszczyznę. Pozwala bezkarnie wyrzucać z siebie gniew i frustrację.
Gdyby kot okazał się Behemotem, zawsze można by udać, że przecież nic przeciw czworonogom pragnącym przejechać się osiemnastką. Tak tylko
a zresztą – w miejskim gwarze nietrudno się przesłyszeć.