Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Krystyna Grostal z d. Maringe (1920 – 28.08.2016)
Krysia przyszła do naszej klasy w roku szkolnym 1933/34. Miałyśmy wtedy po 14 lat. Nowa koleżanka zaciekawiła nas specjalnie, bo miała francuskie nazwisko, a ponadto przyszła do szkoły z kilkunastoma kuzynkami i –co dziwniejsze – wszystkie miały różne nazwiska.
Niebawem sprawę wyjaśniłyśmy. Trzeba było się jednak cofnąć wczasie. Wroku 1812 wracał spod Moskwy chory, zgnębiony wojną i klęską, napoleoński oficer. Na odpoczynek zatrzymał się wWarszawie.
I tu wyleczył się, wzmocnił i ożenił się zPolką. A dalej było jak u państwa Chopinów – dzieci były już Polakami. Po latach panny Maringe wychodziły za mąż za polskich ziemian i przyjmowały polskie nazwiska, a chłopcom polskie żony wnosiły wposagu polską ziemię. I tak wWielkopolsce zaroiło się od dobrych gospodarzy. Trzymali się razem iwpracy, iwżyciu. Aswoje francuskie nazwisko wymawiali po polsku – Maręż, z akcentem na pierwszej sylabie.
Aczemu tyle dziewczynek przyszło do naszej szkoły? Mieszkali na wsi. Szkoły średnie były wmiastach. Trzeba dojeżdżać albo oddać dziecko do internatu. Na wspólnej naradzie zadecydowali, że jedna z pań Maringe zamieszka wWarszawie, założy i poprowadzi internat rodzinny. Tu też było do wyboru wiele szkół.
Nasza, żeńska, miała pełne 12 lat nauki i akurat zajęła piękny, nowy gmach.
Krysia szybko zżyła się z klasą. Była serdeczna, pogodna, pomocna, a więc i ogólnie lubiana. Niestety, po paru latach ciężko zachorowała. Szpital, operacje, rehabilitacja… Już do nas nie wróciła. Apotem wybuchła wojna. I kontakty urwały się.
Spotkałyśmy się przypadkiem, na ulicy w 1957 roku. Dowiedziałam się, że mieszka wWarszawie, że wyszła za mąż, ma trzech synków i jeszcze, ale o tym już wiedziałam z prasy, że jej ojciec, pan Leonard W. Maringe, oskarżony o wszelakie zbrodnie, jakie ubecy potrafili wymyślić, po prawie 10 latach więzienia został zwolniony i zrehabilitowany. Co za ulga!
Po tym spotkaniu nasze kontakty odżyły i trwały do ostatnich jej dni.
Krystyna nie była z tych, co to lubią się „chwalić” „ciężkim”losem. Po trochu dowiadywałam się o jej życiu. Wpierwszych miesiącach okupacji całą rodzinę (rodzice i siedmioro dzieci, szczęśliwie już prawie lub całkiem dorosłych) wysiedlono z ich majątku. Wgodzinę trzeba było zebrać tylko tyle osobistych rzeczy, ile się zmieści na chłopskim wozie i jazda do Generalnego Gubernatorstwa! (Poznańskie to był Reich).
Zostali bez domu, bez warsztatu pracy, bez łyżki, bez miski, jak wprzysłowiu. Mimo wszystko dali sobie radę. Ale to nie byli ludzie, którym wystarczy dach nad głową i powszedni chleb. Wojna.
Dwaj bracia Krysi szybko znaleźli się w ZWZ/AK i służyli tam do powstania warszawskiego, aż polegli. Ojciec Krysi, wybitny agronom, organizował, działał iprowadził Departament Rolnictwa Delegatury na Kraj Rządu RP na Uchodźstwie (okropnie długa nazwa, ale trzeba ją podać wcałości, bo skrót nic nie mówi). Niestety, ogrom pracy Departamentu jest mało znany. Departament Rolnictwa zajmował się aktualną sytuacją tej gałęzi gospodarki i ludzi wniej pracujących i przygotowywał plany odbudowy i unowocześnienia rolnictwa po wojnie.
Krysia współpracowała z ojcem, sekretarzowała mu, przepisywała, podliczała, zawiadamiała… Praca mało efektowna, choć niezbędna.
Niezależnie od tych obowiązków Krysia podjęła opiekę nad najbardziej prześladowanymi obywatelami polskimi – nad polskimi Żydami i Polakami pochodzenia żydowskiego.
Trudno wymieniać wszystkie czynności, jakie trzeba wykonać: znaleźć mieszkanie, aby ukryć ludzi, zdobyć pieniądze, wyrobić czy zmienić dokumenty, kupić jedzenie lub/i coś do ubrania albo po prostu przeprowadzić przez ulicę.
Zawsze było jedno zagrożenie – jeśli się coś nie uda, to śmierć na miejscu. I ratowanego, i ratującego, i jego rodziny (w Polsce). Świadomość tego towarzyszyła cały czas. To wiedział każdy.
Dopiero klęska Rzeszy ten koszmar zakończyła. Dla Krysi nie całkiem i nie na długo. Sytuacja ojca, opieka nad matką załamaną śmiercią obu synów, potem śmierć rodziców, choroba i śmierć męża… imasa codziennych kłopotów. Nie było to łatwe życie. A jednak do końca zachowała pogodę ducha i dobre słowo dla każdego. A jak ktoś w naszym wieku skarżył się, mówiła ze śmiechem: chciało nam się tak długo żyć, mamy za swoje!
Wroku 1953 nieistniejące podczas II wojny państwo Izrael nazwało tak jak Krysia działających: Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, bo „kto ratuje jedno życie – ratuje cały świat”.
Krystyna Grostal z d. Maringe uratowała więcej niż jedno.