Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
ANARCHICZNA PODRÓŻ ROWEREM
konstrukcyjne. Widziałam kiedyś wGrodzisku Mazowieckim rowerzystę, który na jubilacie wiózł spory kawałek zdemontowanego rusztowania.
Innym razem na krzepkim modelu Wigry 3, chodnikiem wyłożonym kostką jechał mężczyzna bez jednej stopy. Na bagażniku zamontowany miał sklepowy koszyk z narzędziami. Pomyślałam, że to mój wzór do naśladowania – jechał szybko, zgracją mijał przechodniów, trzymał się prosto i elegancko.
Inna funkcja roweru podmiejskiego jest sportowo-rekreacyjna. Ujawnia się słonecznymi popołudniami iwweekendy. Podmiejscy rowerzyści wyczynowi to często mężczyźni wśrednim wieku wstrojach treningowych. Śmigają śmiało między samochodami ciężarowymi wjeżdżającymi na autostradę, między magazynami logistycznymi wBłoniu iNadarzynie. Weekendami na rowerach rekreacyjnych czas spędzają całe rodziny.
Do roweru pod miastem nie przypisuje się jednak znaczenia poza konsumpcją (rekreacja wymagająca odpowiedniego oprzyrządowania również JEST konsumpcją). Rower podmiejski nie jest manifestem określonego porządku umysłowego (weganizm, freeganizm, porody domowe, dieta bezglutenowa, udział wmasach krytycznych).
Rower dostaje się na komunię, na zakończenie szkoły, kupuje od sąsiada lub dziedziczy po dziadku. Naprawia wokolicznym warsztacie, wktórym przegląd iwymiana dętek kosztuje 20 zł.
Jeździ się nim tam, gdzie nie ma komunikacji miejskiej, zaś poko- nywane odległości przekraczają 15 minut spaceru. Co więcej – rowerem jeździ się cały rok, no, może zwyjątkiem przewozu dzieci, gdyż maluch dowożony do przedszkola rowerem wpaździerniku niepokoi nauczycielki przedszkola. „Czy zepsuł się państwu samochód?” – usłyszałam kiedyś, gdy wyjęłam z fotelika dziecko, a na dworze było mniej niż 10 stopni Celsjusza.
Wokolicznościach podmiejskich nie dziwi nikogo również rowerzysta lub rowerzystka z papierosem przyklejonym do ust. Bardzo lubię tę anarchiczność, której przejawem jest również bardzo wolne jeżdżenie rowerem podmiejskim poboczem lub chodnikiem.
Czuję, że wówczas jestem daleko od męczących interpretacji, jakie polityczne konotacje niesie za sobą jazda na rowerze. To, że na ulicach zaczyna roić się od rowerów podmiejskich – jubilatów, wigier, uniwersali, górali z marketu, starych holenderek – oznacza, że zaczęła się wiosna. Tylko i aż tyle.