Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KLĘSKA PIS NA WŁASNE ŻYCZENIE
Mamy już pewien ogląd, przekonanie, że ten projekt budzi bardzo duże emocje. Było wiele pytań, uwag, to przekonało nas, że projekt ustawy powinien być wycofany z Sejmu – oznajmił w piątek poseł PiS Jacek Sasin na konferencji wSejmie.
Mówił oprojekcie ustawy o metropolii warszawskiej, który sam firmował. Wpłynął do Sejmu 1 lutego, a przewidywał stworzenie zWarszawy i ponad 30 okolicznych gmin gigantycznego powiatu od Narwi niemal po Pilicę. W napisanym na kolanie projekcie roiło się od błędów (najsłynniejszym było przeoczenie gminy Podkowa Leśna) i luk (m.in. nie wskazywał jakiegokolwiek sposobu finansowania metropolii). Proponował za to osobliwe rozwiązania, np. wybór prezydenta Warszawy głosami mieszkańców podstołecznych miejscowości.
Nic dziwnego, że od pierwszych godzin rozpętała się jedna z największych politycznych awantur wtej kadencji Sejmu. Trudno było znaleźć kogoś, kto popierałby projekt ustawy. Wogólniki uciekali nawet ci, którzy byli pod nim podpisani – grupa kilkudziesięciu posłów PiS. Wszyscy zwyjątkiem posłanki Ewy Tomaszewskiej spoza Warszawy, a nawet spoza Mazowsza. Ich znajomość warszawskich realiów była ograniczona, odpytani przez „Super Express” chcieli m.in. poprawiać ruch na nieistniejących skrzyżowaniach. Fatalny projekt skrytykowały wszystkie – poza PiS – partie polityczne, Związek Miast Polskich, Unia Metropolii Polskich, a także analitycy specjalizujący się wtematyce samorządów.
Podobno projekt został złożony przez pomyłkę, przedwcześnie, niedopracowany. Jednak zamiast od razu wycofać go z Sejmu, działacze PiS początkowo brnęli wjego obronę, przekonywali, że to „punkt wyjścia do dyskusji”. Mimo to nie chcieli dyskutować. Poseł Sasin, gdy został wygwizdany na spotkaniu wOżarowie Maz., starannie już omijał wszystkie debaty poświęcone metropolii. Partia Kaczyńskiego wciąż była nastawiona na forsowanie ustawy, a jej działacze przekonani, że slogany o „rozbijaniu układów w samorządach” i obietnice lepszej komunikacji znajdą podatny grunt wśród mieszkańców. Szokiem okazało się dla nich referendum w Legionowie, w którym aż 46 proc. uprawnionych opowiedziało się niemal wcałości przeciw proponowanym zmianom.
Wtedy PiS przyjął nową taktykę: mieszkańców próbowano ugłaskać, ogłaszając tzw. bezprecedensowe konsultacje. Ich centralną częścią była ankieta z tak ewidentnie stronniczymi pytaniami, że gremialnie wyśmiali ją socjolodzy. Nawet poseł PiS Jarosław Krajewski nieświadomie użył jednego zpytań z tej ankiety jako przykładu pytania z tezą. Stało się jasne, że Jacek Sasin nie poradził sobie z załagodzeniem konfliktu.
Temat ustawy metropolitalnej zaczął być dla PiS radioaktywny. O ile jeszcze w lutym Dariusz Figura, warszawski radny PiS, podczas debaty o referendum grzmiał o „politycznym jazgocie opozycji”, to w kwiet niu w podwar - szawskich miejscowościach już nawet radni tej partii bali się głosować przeciwko uchwałom o referendach.
Gdyby to był jedyny front otworzony przez PiS, pewnie jeszcze podjęto by próby forsowania ustawy. Równolegle jednak partia miała problemy z tzw. lex Szyszko, Bartłomiejem Misiewiczem, Wacławem Berczyńskim... Sondaże zaczęły spadać, a politykom PiS puszczały nerwy. Kilka dni temu minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak na posiedzeniu komisji wspólnej rządu i samorządu wręcz zbeształ wójtów, którzy wybierali się na organizowaną m.in. przez PO 6 maja demonstrację w obronie samorządów. Ustawy metropolitalnej nikt już nie chciał bronić. Wciąż nie jest jednak jasne, czy temat metropolii stał się już martwy jak przebity osikowym kołkiem wampir, czy też PiS powróci do niego, gdy nieco opadną emocje.