Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KIEDY ZNIKNIE CZARNY KOT
Krok po kroku, powoli zbliża się rozbiórka hotelu Czarny Kot, bodajże najsłynniejszej samowoli budowlanej wWarszawie. Sąd utrzymał wmocy nakaz zburzenia nielegalnych pięter hotelu, ratusz dał pieniądze na jej przeprowadzenie, a nadzór budowlany wkrótce ogłosi przetarg na firmę rozbiórkową. Kiedy hotel może zniknąć?
Zprzekąsem można stwierdzić, że to prawdopodobnie najbardziej znaczący wkład Polski wświatową architekturę. Szukając jakiegoś określenia na styl hotelu u zbiegu Okopowej i Powązkowskiej, można by użyć zwrotu „architektura drożdżowa”. Bo ten budynek rósł jak ciasto wdzieży. Hotel, który powstał pod koniec lat 80. jako jednopiętrowy pawilon, przez następne 25 lat nieustannie pączkował na boki iwgórę, rosnąc o kolejne kondygnacje ozdabiane wykuszami, basztami, stożkowymi dachami z lukarnami o fantazyjnych kształtach... Wygląda trochę jak zamek z logo wytwórni Disneya, a trochę jak wydrążone grzyby, wktórych mieszkają smerfy.
Te wszystkie rozbudowy były spontaniczne. To ciągle rozwijająca się samowola, powstająca bez pozwoleń na budowę, żerująca na słabości polskich przepisów o likwidacji budowli sprzecznych z prawem.
– Niedawno wwojewódzkim sądzie administracyjnym wygraliśmy sprawę outrzymanie wmocy nakazu rozbiórki Czarnego Kota. Zaczynamy pracować nad specyfikacją przetargu na firmę, która zburzy nielegalnie rozbudowaną część hotelu. Czyli pomniejszy go do rozmiarów dwukondygnacyjnego pawilonu – informuje Andrzej Kłosowski, szef Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Inspektorat oszacował, że rozbiórka hotelu będzie kosztować około 800 tys. zł. Niedawno ratusz, który finansuje PINB, zasilił budżet tej instytucji taką kwotą, z przeznaczeniem na rozbiórkę hotelu.
– Chcemy, żeby wreszcie wyegzekwowane zostały przepisy i przywrócony został stan zgodności z prawem – mówi wiceprezydent Warszawy Michał Olszewski. Zastrzega, że pieniądze na rozbiórkę mają wrócić do miasta, bo nadzór budowlany ma obarczyć kosztami właściciela Czarnego Kota. Być może przez komornika.
Wtej beczce miodu jest łyżka dziegciu. Nakaz rozbiórki jest co prawda prawomocny. Bo decyzję PINB podtrzymał jeszcze wgrudniu 2015 r. jako druga instancja wojewódzki nadzór; dopiero wtedy nakaz został zaskarżony do WSA. Sęk wtym, że od werdyktu wojewódzkiego sądu administracyjnego można się jeszcze odwołać do NSA. – Przygotowujemy przetarg na rozbiórkę, ale jeżeli właściciel hotelu odwoła się do NSA, to będziemy zmuszeni czekać na jego wyrok – przyznaje Andrzej Kłosowski. – Gdyby nie było odwołania, to latem moglibyśmy ogłosić przetarg iwybrać firmę rozbiórkową.
Sytuacja trochę przypomina sprawę zamknięcia instalacji MPO na Radiowie – tam też WSA wydał wyrok podtrzymujący prawomocny nakaz wstrzymania użytkowania instalacji, ale MPO nadal z niej korzysta, bo odwołało się do NSA i do czasu jego wyroku nikt kompostowni zamykać nie będzie.
Sprawa Czarnego Kota jest tym bardziej absurdalna, że od 2009 r. działa prawem kaduka, bo to wtedy wygasła umowa na dzierżawę działki, na której stoi. Właściciel hotelu nie przyjmuje tego do wiadomości i płaci zapisane lata temu wnieistniejącej umowie stawki za zajęcie gruntu – to raptem ok. 4 tys. zł miesięcznie. Zresztą hotel od dawna stoi nie tylko na tej działce, którą kiedyś dzierżawił, ale zachodzi także na sąsiedni grunt. To część nieruchomości spółki Green Property Group, która chce w tym miejscu budować 120-metrowy biurowiec. Ma już nawet pozwolenie na budowę wieżowca. Ale żeby z niego skorzystać, musiałaby najpierw doprowadzić do egzekucji rozbiórki części hotelu.
Czarny Kot jak w soczewce pokazuje, jak anachroniczne i nieskuteczne są przepisy o likwidacji samowoli budowlanych. To o nie rozbija się działalność nadzoru budowlanego. Te przepisy wymagają radykalnej reformy. Tylko wtedy moglibyśmy uwolnić Warszawę od aberracji takich jak ustawiony bez pozwolenia na budowę ogromny stelaż reklamowy domu wDolinie Służewieckiej. Został ustawiony jeszcze w 2014 r. Nadzór budowlany przez dwa lata zabiegał o jego rozbiórkę. Udało mu się do tego doprowadzić w sierpniu 2015 r. Tydzień później stelaż został odbudowany i procedurę rozbiórki trzeba było zacząć od początku. Wciąż trwa. Przewlekłość procedur jest także powodem, dla którego wcentrum, uzbiegu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej, już prawie od roku stoi kilka budek z kebabami i frytkami. Powstały na sprywatyzowanej działce. Stoją nielegalnie, wbrew jasno i klarownie sprecyzowanemu wobowiązującym planie zagospodarowania zakazowi zabudowy. Blisko rok stał też sprzeczny z planem zagospodarowania ekran reklamowy u zbiegu al. Wilanowskiej i al. Rzeczypospolitej. Firma reklamowa Screen Network miesiącami zwodziła nadzór budowlany odwołaniami, wkońcu sama rozebrała instalację.
Nic nie demoralizuje mocniej niż prawo, którego państwo nie umie egzekwować.