Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
NIECH „BLOKOWISKO” ZOSTANIE W LATACH 90.
(zwykle z dopiskiem „nieletnich”), brudne klatki schodowe, szarość.
Czy w dzieciństwie bylibyśmy skłonni do takiego postrzegania naszych osiedli? Nie były blokowiskiem, były po prostu blokiem, a blok równał się dom. Bo nie jest tak, jak wyobrażają sobie to ci, którzy nigdy życia w bloku nie doświadczyli, że gdy już raz zamieszkało się wjakimś „blokowisku”, człowiek będzie czuł się dobrze w każdym innym, jak owad, któremu wystarcza komórka o sprawdzonych wymiarach i bliskość innych owadów z roju. Każde osiedle – by pozostać przy metaforze o języku modernizmu – ma swój dialekt, zrozumiały tylko dla tych, którzy rozkodowali go, obcując z nim na co dzień. Obcy może minąć obojętnie kamienną obudowę śmietnika, spożywczy pawilon, piaskownicę na skraju podwórka, krzew śnieguliczki – z pozoru takie jak wszędzie. Wystarczy jednak spojrzenie miejscowych, by każdy z tych punktów przemówił, odkrywając oczywiste dla nich sensy. Kto poznał je raz na swoim osiedlu, będzie mniej skłonny mówić „blokowisko” o innych. Dostrzeże ich zalety na tle współczesnych realizacji deweloperskich: obfitość zieleni, odległości między blokami, wspólne przestrzenie, przemyślane rozwiązania komunikacyjne.
„ Blo kowi sko” po jawi ło się wlatach 90., w erze filmów o blokersach i rozliczeń z poprzednią epoką, choć podobno określenia tego użył po raz pierwszy nieżyjący już krakowski profesor Janusz Bogdanowski, obrońca kształ tu za byt kowe go mia sta przed inwazją wielkiej płyty. Taka obrona nie miałaby większego sensu w zniszczonej przez wojnę Warszawie, gdzie nowoczesność od końca lat 50. oznaczała właśnie technologie oparte na prefabrykatach i betonie oraz masową produkcję mieszkań.
Język nie jest niewinny. W zjednoczonym Berlinie określenie „Plattenbau” albo „die Platte”, odpowiednik naszego „blokowiska”, po jawia ło się tak czę sto w kontekście pustoszejących osiedli po dawnej wschodniej stronie muru, że przylgnęło do nich na dobre, stygmatyzując ich mieszkańców – choć przecież na Zachodzie istniały takie same „Plattenbauten”, na dodatek niektóre z identycznymi problemami. Dopiero teraz, gdy wobec mieszkaniowego niedostatku i rosnących cen najmu w centrum stały się pożądanym towarem, nikt już ich tak nie nazywa.
Może więc wWarszawie też da się znów mówić po prostu o osiedlach i blokach – dobrych i złych, udanych mniej lub bardziej?