Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
WARSZAWA NIE POTRZEBUJE REKLAMY
się w„powierzchnię reklamową”. Można się było zżymać i oburzać, organizować bojkoty konsumenckie firm, które obwieszają wielkoformatowymi szmatami zabytki – wszystko na nic. Na miejsce każdej głowy odciętej hydrze wyrastały trzy nowe. Bo tak działa konkurencja: jeśli inni się reklamują iwykorzystują do tego coraz to nowe nośniki wprzestrzeni, to albo się ścigasz, albo przegrywasz.
Kilka lat temu stowarzyszenie Miasto Moje awNim, które zaczęło walkę owyczyszczenie polskich miast z reklamowego chaosu, zorganizowało Okrągły Stół Reklamowy. Przedstawiciele dużych firm mówili jasno, że gdyby zakazać reklam outdoorowych dla wszystkich, to chętnie by odpuścili i przenieśli gigantyczne środki wydawane na tego typu kampanie na przykład na reklamę winternecie. Ale dopóki można, nie odpuszczą, choćby nie wiem jak zeszpecili przestrzeń – bo nie mogą zostać w tyle za innymi.
Długo zajęło przekonanie polityków, że potrzeba regulacji rynku reklamy zewnętrznej. Gdyby nie akcja „Posprzątajmy reklamy”, którą dwa lata temu rozkręciliśmy wkilkanaście ruchów miejskich z całej Polski, być może do dziś wtej sprawie panowałby niedasizm. Na szczęście udało się wtedy wywalczyć zmiany wprawie. Dzięki temu Warszawa może przystąpić do uchwalenia swojego kodeksu reklamowego. Czekaliśmy długo, ale dziś miasto rozpoczyna konsultacje społeczne w tej sprawie. Warto wziąć w nich udział, bo licho nie śpi.
Licho to w tym przypadku branża outdoorowa, która ciągle wierzy, że zdoła zachować maksymalnie dużo przywilejów. Jej przedstawiciele wykorzystają okazję i będą zapewne przekonywać, że przecież billboardy są profesjonalne i estetyczne, a to, co należy uporządkować, to tablice małych zakładów i sklepów. Będą pokazywać przykłady „z Zachodu” i grać na niechęci do „paździerzowych” reklam samoróbek, jakimi często posługują się małe zakłady, np. warsztaty samochodowe czy inne punkty usługowe.
Nie dajmy się w to wrobić. Tylko radykalne ograniczenie wszystkich rodzajów reklam przyniesie ulgę zmęczonemu miastu, które tyle lat musiało zmagać się z tą chorobą. Agigantyczne pieniądze wydawane na zasłanianie miasta reklamą firmy mogą wydać gdzie indziej z większym sensem. Na przykład, bo czemu nie, podwyższając pensje najsłabiej zarabiających pracowników.