Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Nie chcą sekundników
Ministerstwo Infrastruktury pozwoliło na stosowanie sekundników przy sygnalizacjach, ale warszawscy drogowcy ich nie chcą. Twierdzą, że światła wWarszawie są zbyt nowoczesne, a urządzenia mogłyby prowokować niebezpieczne sytuacje.
Sekundniki są stosowane przy sygnalizacjach wwielu miastach Europy. Można je także zobaczyć wPolsce, np. we Wrocławiu czy wPłocku. Informują kierowców i pieszych, jak długo będzie się palić czerwone lub zielone światło. Dotychczas wpolskich przepisach nie było jednak mowy otakim rozwiązaniu. Teraz to się zmieniło. Nowelizacja rozporządzeń, podpisana m.in. przez ministra infrastruktury, dopuściła stosowanie tych urządzeń.
Wielu kierowców i pieszych chwali takie rozwiązanie. – Jeśli kierowcy widzą, że zielone światło pali się jeszcze np. przez 20 sekund, to nie muszą nerwowo przyspieszać. Z kolei stojąc na czerwonym, można się przygotować, by wodpowiednim momencie ruszyć bez zwłoki – mówi jeden z mieszkańców Ursynowa, który sekundniki widział we Wrocławiu. Często podobają się także pieszym, bo dzięki temu mogą ocenić, czy zdążą przejść na drugą stronę ulicy.
WWarszawie raczej jednak nie ma szans, by to rozwiązanie się rozpowszechniło. Urzędnicy twierdzą, że to dość kontrowersyjny pomysł, bo wprawdzie czasem przynosi korzyści, ale innym razem szkody.
– WGrudziądzu robiono badania sekundników. Okazało się, że prowokują niebezpieczne zachowania – mówi Łukasz Puchalski, szef miejskich drogowców. – Kiedy kierowca widzi, że zielone będzie się świecić tylko przez kilka sekund, to często mocno przyspiesza, co może prowadzić do groźnych sytuacji.
Urzędnicy przyznają jednak, że zasadniczą barierą stosowania sekundników jest to, że większość warszawskich sygnalizacji nie współpracowałaby znimi odpowiednio. Blisko dwie trzecie spośród 750 stołecznych sygnalizacji działa w tzw. trybie akomodacyjnym, co ma upłynniać ruch. Oznacza to, że czas świecenia się zielonego światła jest uzależniony od natężenia ruchu. Dzięki zamontowanym nad jezdnią kamerom komputer może szybciej włączyć zielone światło.
– Wtakim przypadku sekundniki wprowadzałyby wbłąd. Kierowcy widzieliby odliczanie: 8, 7, 6, a potem nagle licznik przeskoczyłby na 2, 1. To nie byłoby użyteczne – tłumaczy Tomasz Kunert z biura prasowego ratusza. Drogowcy dodają, że sekundniki mogą współpracować z sygnalizacją starego typu – tzw. stałoczasową, czyli taką, wktórej czas zielonego iczerwonego światła jest zaprogramowany na stałe.
Nie wszystkich jednak przekonują te argumenty. Rafał Muszczynko ze stowarzyszenia Zielone Mazowsze mówi, że wniektórych krajach sekundniki stosuje się także przy tych inteligentniejszych sygnalizacjach z tzw. akomodacją. – Takie rozwiązanie widziałem np. wHolandii. Rzeczywiście, powoduje to, że licznik czasem przeskakuje, ale mimo to taka informacja może być przydatna – zaznacza.
Według niego odliczanie czasu przydaje się zwłaszcza pieszym. – Jeśli przechodzę przez duże skrzyżowanie na jego przeciwległy narożnik, to widząc, jak długo jeszcze będzie się palić zielone, mogę sobie odpowiednio zaplanować trasę – mówi. I dodaje: – Obawiam się, że prawdziwy powód oporu Zarządu Dróg Miejskich przed sekundnikami jest inny. Ludzie przekonaliby się, jak krótko świeci się dla nich zielone na przejściach.
Wniektórych krajach upływający czas świecenia się zielonego światła na przejściach pokazuje się winny sposób. Np. wJaponii jest to świecąca klepsydra ze zmniejszającą się ilością piasku.
WWarszawie sekundnik testowano tylko w jednym miejscu. W2011 r. pojawił się na Grochowskiej przy pl. Szembeka. Miał pomóc motorniczym tramwajów, którym sygnalizował, za ile sekund będą mogli ruszyć. Potem z niego zrezygnowano.