Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
TOMASZ URZYKOWSKI:
Nie widziałem. Nie
– Ja też nie jestem zwolennikiem „wypasu” multimedialnego. Wwielu ekspozycjach, które tworzyłem, np. wmuzeum Świętokrzyski Sztetl wChmielniku, wręcz minimalizowałem udział multimediów. WGalerii Sztuki Starożytnej Muzeum Narodowego wWarszawie też będą one wykorzystane wbardzo małym stopniu, bo są tam bardzo ciekawe zbiory. Natomiast winnych muzeach często nie ma eksponatów albo jest ich bardzo mało, jak wMuzeum Polin. Warto wtedy obudować je środkami technicznymi, które je ożywią, uatrakcyjnią, uwypuklą czas, z którego te przedmioty pochodzą. Ale gdy eksponat jest spektakularny, wystarczy go uzupełnić tekstem czy zdjęciem, podkreślić oświetleniem. Nie ma sensu epatować elektronicznymi gadżetami.
– Zwiedzający mają tam do wyboru różne ścieżki i mogą przejść przez wystawę uproszczoną trasą, poznając najważniejsze wątki historii Żydów na ziemiach polskich. Jeśli chcą dowiedzieć się czegoś więcej, wchodzą wbardziej szczegółowe teksty imateriały multimedialne. To jest wybór każdego ze zwiedzających.
– Absolutnie nie jest. Wszystko zależy od tego, ojakiej wystawie mówimy. WMuzeum Warszawy, które ma wiele eksponatów i mieści się wkamienicach, uzupełnienie wystawy multimediami nie byłoby błędem. Pomogłyby zwiedzającym pogłębić wiedzę ohistorii miasta. WEuropejskim Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego wLusławicach, gdzie wygrałem konkurs na ekspozycję, zastosowanie multimediów jest wręcz konieczne. Nie wyobrażam sobie wystawy, której kluczem jest muzyka, bez wyświetlania filmów, wykorzystania paneli dotykowych czy wysokiej jakości nagłośnienia.
Architektom zmojej pracowni powtarzam: „Nie szukajcie pierwowzorów,