Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
SZALETEM W MARIENSZTAT
Jest ławeczka na Mariensztacie, którą szczególnie lubią starsze panie. Mieści się na skwerze Orgelbranda, u stóp malowniczej trawiastej skarpy od góry zwieńczonej murem kościoła św. Anny, od dołu zamkniętej delikatnym białym pawilonem Przedszkola nr 7 przy Sowiej. Na skwerze jest kilka ławek, ale tylko tę ocieniają trzy stare drzewa iblisko z niej do wejść do klatek schodowych. To dlatego koncentruje się tu życie społeczne starszych osób. Panie z pieskami ikotkami, panowie wstrojach niezobowiązujących. Widok z ławki piękny: trawka, kwiatki, krzaczki. Wlecie ludność zalega na kocykach.
Obiekt z wywiewką
To, że Mariensztat nie więzi seniorów wciasnych mieszkankach, wydawało mi się jednym z jego atutów. Niestety wygląda na to, że nie wszystkim przesiadywanie na ławce się podoba. To w końcu ławka miejska, dla wszystkich, a nie tylko dla tubylców, co jak wmarcu usiądą, to do listopada zajmują publiczne mienie. Zarząd Zieleni postanowił zadbać o to, żeby emeryci już miejskiego mebla nie zużywali. Przed ławką, wodległości około czterech metrów, stanie szalet publiczny! To ma być solidny, z daleka widoczny obiekt ourodzie nienachalnej, wtonacji ciemnoszarej, cmentarnej. Będzie miał wywiewkę, żeby ulatujące odory wzmagały efekt odstraszający. Wreszcie skończy się okupowanie ławki, a jest szansa, że odór zmusi też mieszkańców oddalonych o kilka metrów kamienic do zamknięcia okien na stałe. W ten sposób dzięki urzędnikom z Zarządu Zieleni na ulicy zapanują cisza i spokój. Tych z kocykami też się potem jakoś wykurzy.
Wiem, że to brzmi jak żart, lecz niestety to prawda. Posłuchajcie więc tej historii od początku.
Wzeszłym roku pewna pani na spacerze z psem natknęła się na robotników rozkopujących trawnik. Zapytani, co robią, odpowiedzieli, że powstanie tu „wypasiony kibel”. I tak to społeczność Mariensztatu dowiedziała się o śródmiejskiej inicjatywie wybudowania 19 nowych publicznych toalet. Inicjatywa jest oczywiście słuszna. Sęk w tym, że wtej okolicy tych przybytków nie brakuje – toaleta z kilkunastoma ustępami jest na skwerze Hoovera uwylotu Bednarskiej, druga została sensownie zaplanowana pod wiaduktem sąsiadującym z Rynkiem Mariensztackim. Spacer między Skwerem Hoovera a wiaduktem zajmuje pięć minut. Wtej sytuacji niszczenie historycznej zielonej połaci, urokliwego widoku i zatruwanie życia lokalnej społeczności przez desant bunkropodobnego szaletu wydaje się działaniem pozbawionym znamion użyteczności publicznej.
Mieszkańcy – do których sama się zaliczam – postanowili więc namówić miasto do zaniechania inwestycji. Od września 2016 r. Stowarzyszenie Mieszkańców Mariensztatu, wspólnoty z pobliskich kamienic, a także dyrekcja przedszkola przy Sowiej (przy wsparciu kilkudziesięciorga rodziców przedszkolaków) napisały wtej sprawie listy do pani prezydent, konserwatora zabytków, Wydziału Estetyki Przestrzeni Publicznej, burmistrza Śródmieścia, Wydziału Architektury, Zarządu Mienia i Zarządu Zieleni. Wpismach powtarzają się argumenty o niepotrzebnym zaburzeniu charakteru parku i oszpeceniu skarpy docenionej przez UNESCO, o braku faktycznego ruchu turystycznego wtej części Mariensztatu, o przedszkolakach, które do tej pory bawiły się na tym trawniku, o nieuregulowanym problemie wyziewów ze studzienek kanalizacyjnych iwywiewki. Mieszkańcy wskazali też miejsca wokolicy, wktórych toaleta byłaby użyteczna. Jedno z nich to plac zabaw przy Karowej, na którym codziennie jakiś rodzic zmaga się z nierozstrzygalnym dylematem: czy lepiej narazić się na pęknięcie pęcherza czy na pęknięcie bębenków usznych (Maaaamo, ja nie chcę jeszcze do domu!!!).
Szalet wklinie
Zarząd Zieleni pozostaje głuchy na argumenty mieszkańców. Przekonałam się o tym w zeszłym tygodniu na posiedzeniu śródmiejskiej komisji ładu przestrzennego. Mieszkańcy przedstawili radnym swoje racje i stosy pism, a następnie głos zabrała Małgorzata Zychowicz z Zarządu Zieleni, która powiedziała, że szalet żadnego widoku nie popsuje, że może i mieszkańcy nie widują tam turystów, ale zdaniem ratusza oni tam są; że odór zwywiewki na pewno nie doleci do okien, bo liście drzew mu przeszkodzą (serio!); i że decyzję o lokalizacji podjął sam dyrektor Marek Piwowarski i na pewno głęboko to przemyślał, a konserwator Michał Krasucki też nie widzi problemu.
To zrobiło na nas wszystkich piorunujące wrażenie, bo konserwator skrzętnie pilnuje, żeby żadna mariensztacka wspólnota nie wybiła sobie okien w strychu (dzięki temu strychy są niesprzedawalne, a kamienice popadają wruinę), a nie dalej jak w zeszłym roku nie dopuszczono do udziału wbudżecie partycypacyjnym projektu utworzenia na tym samym skrawku skweru siłowni plenerowej dla dzieci i innych chętnych. Odmowę miasto uzasadniało tym, że konserwator nie zaakceptuje sprzętów do zabawy, bo kolidują z historyczną zabudową miejsca (?!), poza tym tędy przebiega klin napowietrzający dla Starego Miasta. Ostrzegam więc mieszkańców Starego Miasta: proszę państwa, wwaszym klinie napowietrzającym ma stanąć szalet.
Toaleta niekonsultowana
Podczas sesji komisji ładu przestrzennego racje mieszkańców wsparła radna Bożena Kolasińska (PiS) i radny Jan Śpiewak (Wolne Miasto Warszawa), który zadał pani Zychowicz pytanie o to, dlaczego lokalizacji toalety nie skonsultowano z mieszkańcami. Przedstawicielka Zarządu Zieleni odpowiedziała, że w tym wypadku nie uznano tego za stosowne, miasto już zainwestowało wprzyłącze elektryczne iwzwiązku z tym nie widzi powodu, żeby od pomysłu odstąpić. Radni z komisji podjęli jednak decyzję o negatywnym zaopiniowaniu tej inwestycji.
Dyrektor Marek Piwowarski, którego poprosiłam kilka dni temu o komentarz, do czasu wysłania tego tekstu do redakcji nie odpisał mi. Słyszałam, że jest skłonny spotkać się wtej sprawie z mieszkańcami – oby tak się stało. Może też głos radnych komisji ładu przestrzennego będzie wratuszu bardziej słyszalny niż głos mieszkańców Mariensztatu. Inwestycja wprzyłącze elektryczne nie jest wystarczającym powodem, żeby przy tak ogromnym sprzeciwie lokalnej społeczności iwobec obfitości publicznych toalet wokolicy kontynuować przedsięwzięcie, które oszpeci cenny skrawek miasta.
Na skwerze, tuż przed popularną ławką miasto chce postawić szalet publiczny. Mieszkańcy już prawie rok prowadzą kampanię przeciw „desantowi szaletu”.