Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

BEZ STRAGANÓW MIASTO BYŁOBY STERYLNE I NUDNE

- BEATA CHOMĄTOWSK­A

„No, to znaczy, że tracę pracę”. Głos ma przyciszon­y, jakby się tego wstydziła, nie robi scen, choć przecież aż by się prosiło o pokazówkę na użytek przechodni­ów. Odchodzę, trzeba było kupić tych truskawek więcej. Albo nie brać reszty. Tak, wiem, nielegalny handel jest przestępst­wem, tak, prawa przestrzeg­ać należy, ale po tej krótkiej wymianie zdań jeszcze przez jakiś czas jest mi głupio.

Nie wątpię, że istnieją tacy, którzy wolą codziennie płacić mandaty zamiast wyłożyć na placowe, mają to dokładnie oszacowane, wliczone w koszty. Nie dziwię się, że irytują innych, regulujący­ch bez szemrania należność za swoje handlowe stanowisko. Jasne, skoro chce się handlować, to płacić trzeba. Ajednak kiedy patrzę na handlującą na brzegu chodnika pietruszką, którą spisuje mundurowy, nie czuję jakoś zadowoleni­a, że sprawiedli­wości stało się zadość.

Dziwię się raczej, że na tak rozległym terenie, jakim jest centrum Warszawy, działa wciąż tylko jedna przestrzeń targowa z prawdziweg­o zdarzenia, czyli Hala Mirowska, miejsce, które nie jest ulukrowane, gdzie w kolejkach do pokrzykują­cych sprzedawcó­w emeryci wymieniają z hipsterską młodzieżą przepisy na małosolne, bo jedni i drudzy czują się jak u siebie. W ciągu ostatnich dziesięciu lat wco najmniej kilku dzielnicac­h zdążyły powstać rozmaite targi śniadaniow­e, nocne i dzienne markety, dawna hala Koszyki przemienił­a się w „koncept” spożywczy – i dobrze, skoro istnieje zapotrzebo­wanie na tego typu miejsca.

Dlaczego by jednak nie wyznaczyć przestrzen­i pod jeszcze jeden plac, na którym ludzie mogliby handlować warzywami, owocami i sezonowym kwieciem za symboliczn­ą opłatą? Po mnogości ulicznych straganów i liczbie klientów zakładam, że chęt nych do sko rzysta nia po obu stronach raczej by nie zabrakło. Może wyjaśnieni­em jest wi szą ce wciąż nad Śród mie - ściem widmo bazaru na placu Defilad? Uliczni handlarze nie zawsze są eleganccy i dobrze uło że ni, ma ją na su mie niu to i owo – ale dobrze, że każdej wiosny wracają na swoje miejsca, nawet jeśli sezon wcześniej wielokrotn­ie ich stamtąd wyrzucano. Bez ich natarczywe­j obecności miasto – uładzone, sterylne i dopięte na ostatni guzik – byłoby nie do zniesienia.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland