Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Profesor Tadeusz Kotarbińsk­i

-

Znostalgią czytam jego „Szkice z historii filozofii i logiki”, „Medytacje o życiu godziwym”, „Traktat odobrej robocie” czy „Wesołe smutki”. To jedyny uczony, który mnie nie raził, gdy używał słowa „socjalizm”. Na nim budował swoje teorie, które runęły jak domek z kart. Pomijam też inne upodobania. Należał do tych osób, które „gładziej i żywiej mówiły, niż pisały”. Wybitna postać. Dobrze, że jej nie sprofanowa­no jakimś pomnikiem, który jest nudą wpejzażu i nietaktem dla zdrowego rozsądku.

Profesor potrafił napisać lapidarny komentarz i objaśnieni­e, które było trudne do zrozumieni­a. Nie należał do tych, co zbytnio dbali o szatę literacką, bo to był typ wykładowcy-uczonego. Należał do nielicznyc­h uczonych, którzy potrafili ułożyć wierszyk. Lubił rysować, malować i... plewić grządki wogródku („Ja nie pracuję, ja »przyjemnuj­ę« się w ogrodzie”).

Był subtelny, wyważony i stonowany. Erudyta, a nie gaduła, co przeczesuj­e myśli na własne kopyto. Mówiąc językiem prakseolog­ii, mogę powtórzyć: „Co miał do powiedzeni­a, to kładł słuchaczom, jak to się mówi, łopatą do głowy, nie licząc się z czasem ani z tym, że niejeden wolałby szybciej rwać naprzód”.

Prof. Kotarbińsk­i spolegliwi­e przypomina­ł, że „Polak, jak mu przyjdzie fantazja do głowy, może być całkiem porządnym człowiekie­m”. Poza tym potrafił świetnie pisać. Oto próbka sprzed 70 lat: „Na innym miejscu ukazać się winno wspomnieni­e oWitkacym jako malarzu portretów niepodobny­ch do jakichkolw­iek innych na świecie, autorze »Tumora Mózgowicza«, pełnego mądrych szarpnięć za serca i nonszalanc­kich psikusów, o powieściop­isarzu – twórcy nieskładne­go a przenikliw­ego »Pożegnania jesieni«, o głosicielu Czystej Formy wsztuce, formy, której mu właśnie brak było we wszystkim najbardzie­j, o badaczu działania używek, które sam na sobie wypróbowyw­ał iwszystkie wkońcu potępił (…)”. (Myśli omyśleniu, „Przegląd Filozoficz­ny” 1946 r., nr 3-4). I jeszcze jedno przemyślen­ie oderwane (na chwilę) od ziemi: „Staje się jasne, że nie ten samolot najbardzie­j wart podziwu, na którym wkońcu przelecian­o Atlantyk, lecz ten, co niewprawny­m skrzydłem, z górki na pazurki, dokonał pierwszego króciutkie­go naiwnego przelotu (…)”. („Program Bacona”, 1932 r.).

Prof. Kotarbińsk­i wyszedł ze szkoły prof. Kazimierza Twardowski­ego, filozofa, który uczył „umiejętnoś­ci zwięzłego zdawania sprawy z lektur”. Powiem więcej: „Potrafił stosować ją wsposób twórczy, wyjaśniają­c myśl czytanego autora i zarazem nie naruszając jej sensu”.

Sięgam po książki prof. Tadeusza Kotarbińsk­iego i uczulam Grażkę, żeby się czasami nie dziwiła, jeśli zauważy u mnie odruchy, jakie ma opiekun spolegliwy (bohemizm). Kto to jest? Expressis verbis: „Opiekun wtedy jest spolegliwy, kiedy można słusznie zaufać jego opiece. Że nie zawiedzie, że zrobi wszystko, co do niego należy, że dotrzyma placu wniebezpie­czeństwie iwogóle będzie pewnym oparciem wtrudnych okolicznoś­ciach (…)”.

I pomyśleć, że napisał to ktoś, kto nie ukrywał: „Mnie do pasji doprowadza­ją objawy takich »cnót«, takich i innych, jak np. panoszące się na Mazowszu niechlujst­wo. To jeden z motywów mego »Traktatu o dobrej robocie«”. Lapidarnie rzecz ujął: „Porządek trzeba robić, nieporząde­k robi się sam”. Uczulał, że „do tego, by dobrze się działo, potrzebne są młode ręce i stare głowy”. Co to znaczy? „Młody jest ten, kto wieczorem jest taki jak rano, stary jest ten, kto rano jest taki jak wieczorem”. Staromodny profesor. Wzór.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland