Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Wpływają Shekle i jest energia
Ania, masztowa: pływanie regatowe pozwala odkrywać nowy, bardziej sportowy wymiar żeglarstwa.
Monika zajmuje się współpracą międzynarodową, a Ania wykłada na uniwersytecie. Malina jest adwokatem. Julia zajmuje się komunikacją wewnętrzną wdużej firmie technologicznej. Kasia, jak mówi, jest specjalistką od języka Szekspira. Ane pracuje jako ratownik medyczny. Basia jest psychologiem wLondynie, a Gosia ma własną firmę odzieżową. Maja założyła w Berlinie sklep ze sprzętem sportowym. Tylko Dorota na co dzień związana jest z żeglarstwem.
Razem pływają od dwóch lat. Zajęły piąte miejsce wŻeglarskim Pucharze Trójmiasta, drugie w Nord Cup w klasie Open ( jachty powyżej 11 m) i zajęły piąte miejsce wnocnych regatach Gdynia–Władysławowo- Gdynia 2016. – Nie są to wyjątkowe sukcesy, ale dopiero zdobywamy doświadczenie. Męskie zespoły z początku traktowały nas jak ciekawostkę. Ale panowie mają dla nas dużo życzliwości, pomagają – mówi Ane. Celem był jednak start wGdańsku. Lipcowe mistrzostwa Europy ORC składały się zjednego długiego wyścigu, który trzeba było ukończyć wmniej niż dwanaście godzin. Anastępnie były trzy dni krótkich wyścigów. Każdy zespół może odrzucić start wjednym zwyścigów. Shekle do mety dopłynęły we wszystkich mimo kłopotów z łódką, pogodą i własną słabością.
Kasia: – Naszym problemem był brak łódki. W zawodach tej rangi załogi startują na własnych, świetnie przygotowanych jachtach. My musiałyśmy startować na pożyczonej łódce – mówi.
Julia: – Ale raz jej zawodność nas uratowała. Chciałyśmy się bowiem wycofać z jednego zwyścigów, poddać się. Siadł kompletnie wiatr, dyskutowałyśmy, że to chyba koniec. Odpuszczamy. Chciałyśmy więc włączyć silnik, co automatycznie by nas zdyskwalifikowało, i dopłynąć do mety. Ale wtedy silnik się... popsuł. I popłynęłyśmy, bo nie miałyśmy wyjścia. Azaraz po godzinach bujania się wmiejscu zaczęło wiać. Technika była przeciwko nam, a raczej z nami.
Kasia: – Był jeszcze jeden moment kryzysu. Podczas długiego biegu naszą nową załogantkę dopadła choroba morska. Tego nie przewalczysz i nie przewidzisz, nawet jeśli pływasz od 20 lat. A rozchorowała się w najtrudniejszym momencie, podczas 12-godzinnego wyścigu. Cierpiała katusze, ale wytrzymała do końca. Gdy na drugi dzień spytałyśmy ją, czy nie lepiej, aby została wporcie, powiedziała: „Nie ma mowy”, pływała z nami do końca regat.
Kasia: – Marzę o świecie, gdzie pyta się kobiety o cele sportowe, a nie oto, jak pływa się wśród samych pań. Czemu nikt się nie dziwi, gdy na pokładzie łódki są sami faceci? Ludzie nie zadają pytań: „Czy golisz się przed startem?” albo: „Co robisz z dziećmi, gdy wypływasz?
– Startowałyśmy zhasłem: „Dziewczyny, na regaty!”. Sukces tego projektu przerósł nasze oczekiwania. Sam fakt, jak nośny to temat, pokazuje, że jesteś z nami i rozmawiamy o żeglarstwie kobiet. W trakcie zawodów wGdańsku podchodziły do nas dziewczyny, robiły sobie zdjęcia. Jeśli udało nam się ośmielić kilka z nich, dać im impuls do działania ienergię, to już odniosłyśmy sukces. Tłumaczymy im: „Wy też możecie pływać” – kończy Ane.
Bo przecież stojący wporcie statek jest bezpieczny. Ale statków nie buduje się po to, aby stały w portach.