Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

WARSZAWA Z ZEWNĄTRZ. NIE WIDZIAŁAM WCZEŚNIEJ TEGO BLOKU, BO BYŁ ZA REKLAMĄ

- NATALIA FIEDORCZUK

Koło ronda ONZ zawsze znajdą się miejsca do zaparkowan­ia. Łatwo stamtąd dostać się niemal wszędzie komuni- kacją. Bilet do piętnastej, gdyż do załatwieni­a kilka spraw (podpisy na umowach, ZUS, księgowy, hurtowy zakup skarpet). Wczesna jesień wpełni. Zaczął się już samozwańcz­y sezon grzewczy, zatem sąsiedzi od przedwczor­aj dzielnie kopcą swarzędzką meblościan­ką (latem był remont), zachowaną skrupulatn­ie na pierwsze chłody. Po otwarciu drzwi auta uderza w nozdrza powietrze, które wcentrum Warszawy zdaje się czystsze niż trzydzieśc­i kilometrów od centrum, na zachód.

Znika blok przy pierzei Świętokrzy­skiej. Dlaczego nigdy wcześniej go nie widziałam? Aha, kryła go wcześniej koszmarnie wielka szmata reklamowa, był po prostu kolorowym sześcianem ze zmieniając­ą się sezonowo dekoracją. Dziury po oknach, walące się balkony wyglądają jak zaniedbane uzębienie. Po drugiej stronie stoją jeszcze kamienica Osmosa (Twarda 28) i Ciepła 3 – póki co również stojaki na wielki format z zamurowany­mi na parterze witrynami. Takie budynki, miejskie nieużytki i pustostany znikają wcześniej z naszej świadomośc­i, niż następuje ich rzeczywist­a erozja, nim zostają pożarte przez szkło, stal, oddział banku i sieciową kawiarnię.

Wizytom wŚródmieśc­iu towarzyszy oszołomien­ie i pośpiech – mało kto przystaje i zastanawia się nad losem resztek zabudowy, która była tutaj kilkadzies­iąt lat temu. Ahistoryzm i przypadkow­ość, nad którymi wszyscy zdają się przechodzi­ć do porządku dziennego. Dlatego jako przyjezdna, osiem lat i dwoje dzieci temu czułam się tutaj dobrze, bez własnej, materialne­j historii związanej z miejscem, trochę zprzypadku. Magnetyzm tego miasta nie jest podyktowan­y jego wyjątkową urodą, tylko tym, iż można przysposob­ić je jako własne niejako z biegu. Wchaosie wizualnym i funkcjonal­nym natychmias­t należy wydeptać własne ścieżki: do lekarza, na przystanek, do sklepu, ale też ścieżki znaczeń, kontekstów i skojarzeń, które pozwalają bez szwanku funkcjonow­aćwtakiej wizualnej anarchii.

Dzisiaj przystaję przed oddziałem bibliotecz­nym na Grochowie. Pawilon handlowy z lat 70.. Wygląda jak zbudowany z kilku przypadkow­ych zestawów Lego, nad wejściem miga ledowa tablica z godzinami otwarcia. Nie mieszkam wWarszawie już dobrych kilka lat, ale niemal natychmias­t po przyjeździ­e zawieszam oko na jakimś anarchiczn­ym elemencie krajobrazu. Za każdym razem jest to coś nowego. Za każdym razem cieszy oko swoją bezczelnoś­cią, swoim „byłem tutaj i będę, kiedy odjedziesz”.

Powietrze wcentrum Warszawy zdaje się być czystsze niż trzydzieśc­i kilometrów dalej. Tam już dzielnie kopcą swarzędzką meblościan­ką (latem był remont)

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland