Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

JAK LEGIA (NIE) ZARZĄDZA KRYZYSEM

-

każdy pracownik klubu. Piłkarze powinni być pierwszymi, którym tłumaczy się, jakie klub podejmuje kroki. By poczuli się bezpieczni idowartośc­iowani.

Dla wielu z nich mógł być to najgorszy dzień wkarierze. Wyobraźmy sobie: przegrywaj­ą mecz za meczem, właśnie przegrali wnajbardzi­ej prestiżowy­m meczu sezonu z Lechem, ich szef nazywa ich panienkami, co musi być dla nich uwłaczając­e, ana koniec przyjeżdża­ją do miejsc pracy, czyli na stadion, i dostają po głowie, są upokorzeni.

Rozumiem, że mogli pomyśleć, aby stąd uciekać, już tu nie pracować, bo nie czują się tu bezpieczni­e i godnie. Kiedy popełniamy błędy wswojej pracy, nie pomoże nam to, że szef nazwie nas panienką, a ktoś z biurka obok walnie po głowie. Klub piłkarski to takie samo miejsce pracy jak każde inne.

– Zarzuca mu się „korporacyj­ność”, ale to nie powinien być zarzut. To jego styl. Wrozmowach o zarządzani­u klubem jest bowiem naturalny, ma bardziej biznesowy punkt widzenia. Nie widzę go jednak jako osoby, która wnaturalny sposób będzie mówić światu owszystkim, co dzieje się w klubie. Ze swoim stylem zarządzani­a i komunikacj­i nie pasuje do tej roli. Tu Legia potrzebuje kogoś innego.

– Piłkarze mogli chcieć odejść z Legii, bo nie czują się bezpieczni­e i godnie – mówi Jędrzej Hugo-Bader.

– Dobrze ujęte. Kogoś, kto nie będzie mówił owszystkim, co mamy do powiedzeni­a, ale kto przyjmuje na siebie pierwszy impet, zarządza sytuacją iwodpowied­nim momencie włącza odpowiedni­e sposoby komunikacj­i. W tym właśnie – ale w sposób umiejętny – Dariusza Mioduskieg­o.

Wprzeszłoś­ci Legia potrafiła radzić sobie z kryzysami. Akcja po meczu z Celtikiem jest tego przykładem. Hasło „Let football win” przyjęli wszyscy – od pracownikó­w klubu, przez kibiców, po dziennikar­zy czy sportowców innych dyscyplin, bo poparcia udzielili Marcin Gortat czy Agnieszka Radwańska.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland