Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
KIEROWCA STERRORYZOWANY
się po mieście, uplasowała się na szarym końcu).
– Czuję się sterroryzowany, wyznał niedawno kierowca, jeden z tych, którzy co dzień przemieszczają się po Warszawie samochodem. Ani to wyborca prawicy, ani przyklejony do siedzenia tłuścioch. – Poważnie? – roześmiałam się, bo to samo mogłabym powiedzieć o sobie, gdy czytam komentarze przeciwników wyrównywania szans wcentrum dla rowerzystów i pieszych. Rozmówca, biedak, ma pecha, bo obraca się w środowisku, gdzie wożenie się autem, gdy ma się pod domem stację metra i Veturilo, uchodzi co najmniej za przejaw braku rozsądku. Im bardziej jednak czuje się piętnowany w rozmowach jako egoista, tym usilniej broni swego, na przekór, by zaznaczyć swoje prawo do wolno ści wybo ru. I co raz bardziej drażni go widok takich jak ja, przemykających obok na jednośladach, podczas gdy on nieodmiennie tkwi wkorkach. Gdyby powstawało tajne zrzeszenie broniące praw zmotoryzowanych, z pewnością zgłosiłby doń akces, choćby z przekory. Ot, psychologia.
Może więc by tak spróbować inaczej, jeśli rzeczywiście chce się coś zmienić w tych nieszczęsnych statystykach? Zamiast przekonywać już przekonanych, a wrogów piętnować, włączyć w rozmowy tych, którzy stawiają opór. Pokazać im potencjalne zyski ze zmiany podejścia do organizacji ruchu wmieście. Negocjować. Jak wMonachium, gdzie do wspólnego stołu zaproszono zarówno kierowców, jak i przedstawicieli firm motoryzacyjnych, którym najbardziej zależy na utrzymaniu status quo. Przekonywać: owszem, infrastruktura wWarszawie wciąż podporządkowana jest samochodom, ale samochód nie służy do tego, by spędzać w nim pokaźną część życia. Kojarzy się z wolnością? Ale jaka to wolność, skoro musisz go używać każdego dnia? Przesiadając się na rower, robisz miejsce komuś innemu – w metrze, tramwaju, na drodze. Nie dokładasz się do smogu, aulice o uspokojonym ruchu sprzyjają prowadzeniu biznesów.
Można też zrobić jak kiedyś w Kioto, gdzie grupa kierowców dostała za darmo miesięczny bilet na komunikację miejską, mapę tras tejże i kwestionariusze, wktórych na koniec eksperymentu mieli podzielić się swoimi spostrzeżeniami z podróży publicznymi środkami transportu wporównaniu z samochodem. Wystarczył zaledwie miesiąc, by liczba podróżujących autobusami wzrosła o 20 proc., a po upływie tego czasu część kierowców kupiła sobie bilety na kolejne 30 dni. Okazało się, że niechęć do transportu publicznego wynikała z kiepskich skojarzeń niepopartych doświadczeniem – większość kierowców nie korzystała z tych środków komunikacji od lat. Nagle odkryli inny świat: podróż okazała się przyjemniejsza, niż się spodziewali, i znacznie mniej stresująca niż przemieszczanie się autem.
Od samego gadania nic się nie zmieni, głosi obiegowa mądrość. Wzakorkowanej Warszawie też, jeśli miasto nie podejmie szeregu działań naraz: od inwestycji winfrastrukturę i miękkich zachęt do zmiany środka transportu po podwyżki opłat za parkowanie i wjazd do centrum. Wszystkie będą budzić opór, to pewne. Tym większy jednak, im później zacznie się rozmawiać z przeciwnikiem.