Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
„Gęsiarka” w zasięgu ręki
– Pomieszczenie, w którym wisiała „Gęsiarka”, było otwarte nawet wtedy, kiedy nikogo tam nie było. Kelnerzy mieli do niego dostęp – zeznał jeden z pracowników kancelarii byłego prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Sąd przesłuchuje kolejnych świadków w sprawie kradzieży obrazu z Pałacu Prezydenckiego.
Jej wyniesienie nie mogło być trudne. Ma 17,5 na 13,5cm, więc zmieściłaby się pod kurtką lub marynarką. „Gęsiarka” wisiała wpokoju, wktórym pracowali asystenci szefa kancelarii. Jak mówił jeden zpracowników, pomieszczenie zwykle było otwarte, nawet wtedy, gdy wśrodku nikogo nie było. Śledczy twierdzą, że obraz wyniósł Jarosław G., jeden z sześciu kelnerów pracujących w pałacu.
Oskarżony nie przyznał się do winy. Przekonywał, że jako kelner nie miał dostępu do pokoju, w którym wisiał obraz. Wprokuraturze opowiadał, że jesienią 2014 r. kupił dzieło od „przypadkowo napotkanego handlarza” przy Hali Mirowskiej. Zapłacił 100zł, wlombardzie dostał za nie niecałe 2 tys. zł. Ta wersja jednak nie przekonała śledczych. Nie wiadomo, co kelner z kancelarii mówił wsądzie, bo jego wyjaśnienia zostały utajnione na wniosek obrońcy. Wponiedziałek wsprawie kradzieży zeznawali kolejni świadkowie, m.in. Tomasz Kiersnowski, pracownik kancelarii, który urzędował wpomieszczeniu z „Gęsiarką”. Tłumaczył, że klucze do pokoju trzymane były wspecjalnym sejfie iwydawa- li je oficerowie BOR. Ale wciągu dnia pokój był otwarty. – Tam wszystko znajdowało się w zasięgu ręki. Można było wejść, zdjąć obraz iwyjść. Nie wzbudziłoby to naszego zdziwienia, bo obrazy często przenoszono pomiędzy pomieszczeniami – mówił.
Mężczyzna dodał, że kelnerzy znali rozkład pracy kancelarii i wiedzieli, kiedy wszyscy pracownicy mogą być poza biurem. – Zdarzały się drobne kradzieże, np. papierosów. Kiedyś koleżance zginęła gofrownica – dodał.
Inny zkelnerów potwierdził, że obsługa mogła wejść do pomieszczenia, bo zdarzało się, że tamtędy serwowano obiad szefowi kancelarii. Mężczyzna stwierdził, że nie podejrzewałby żadnego z kolegów o kradzież. – Mieliśmy wspólną szatnię, nigdy nic nikomu nie zginęło – mówił.
To, że wpałacu brakuje „Gęsiarki”, ustalono po audycie, który zlecił prezydent Andrzej Duda, kiedy wprowadzał się na Krakowskie Przedmieście. Kilka miesięcy później obraz znalazł się wjednym z domów aukcyjnych wstolicy. Wtedy „Gęsiarka” wróciła do kancelarii. Jarosławowi G. grozi do dziesięciu lat więzienia. Odpowiada za kradzież przedmiotu stanowiącego dobro oszczególnym znaczeniu dla kultury.