Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

MOJE ULUBIONE ŚWIĘTO W ROKU, MIMO WSZYSTKO

- PAWEŁ SOŁTYS (PABLOPAVO)

Bożego Narodzenia i świąt Wielkiejno­cy. Nie ukrywam, że ja lubię oba święta majowe, bo ipracę, iniepodleg­łość mam za rzeczy ważne imi bliskie. Nie ukrywajmy jednak – żadna to sztuka lubować się w świętach majowych, kiedy nawet dzień powszedni pachnie jak święto, ajeśli jeszcze kwitną do tego jabłonie na Kępie, to już w ogóle jest święto pełną gębą inie trzeba do tego żadnych ustaw ani przepisów.

Z 1 listopada jest trudniej. Liści już prawie nie ma, zawsze niemal jest wiatr z deszczem, a bywa i mokry śnieg, pod tysiącem butów idący wbreję, komunikacj­a miejska szaleje, samochodzi­arze klną, szukając miejsc do parkowania przy nekropolia­ch. Znicze zawsze się kupuje za drogo, knoty gasną, z czapkami i kapeluszam­i wiatr bawi się, jakby powagi tego dnia zupełnie nie zauważał. Mimo wszystko nie wiem, czy nie jest to moje ulubione święto wroku. Może nadinterpr­etuję, ale przechodni­e warszawscy wydają mi się wtedy milsi, choć poważni, niosący kwiaty i naręcza zniczy, wpatrzeni może wcoś więcej niż bramy cmentarzy inumery kwater. Zdaje mi się, że wszyscy mówią ciszej, małżonkowi­e i małoletnie rodzeństwo częściej trzymają się za ręce.

Niech mi wybaczą też religijni czytelnicy, nawet ta potoczna nazwa – Święto Zmarłych – mi się podoba. Żywi naprawdę mają dość swoich jubileuszy i fet, a zmarli, których jest przecież od nas więcej, tylko to jedno święto. Może lubię je dlatego, że ja ze swoimi zmarłymi mam tyle niepozałat­wianych spraw, tyle niedokończ­onych rozmów, które mogą być i są już tylko moimi monologami? A może lubię to święto z innych pobudek, ot chociażby dlatego, że cmentarz, na który chodzę, ma tyle zaskakując­ych tajemnic.

Chciałby człowiek popatrzeć na cudowne malowidła Nowosielsk­iego na przykład – nie musi iść do muzeum, kupować biletów. Na „moim” cmentarzu ma to za darmo, dwa piękne. I to niedaleko od cerkwi. Apotem jest wspólna katolicko-prawosławn­a procesja, ponoć jedyna wPolsce. W czasach gdy wszyscy dogadujemy się gorzej niż źle, napawa mnie to nadzieją. I gdy się ten śpiew katolicki i śpiew wschodni mieszają bez zgrzytu, a oba są o sprawach ostateczny­ch, nawet człowiek kruchej wiary, nawet ateista, czuje nagle, że ten wiatr cholerny coś tam wyciska z kącików oczu.

A może lubię ten dzień, bo pamiętam jeszcze te Wszystkich Świętych, gdy miałem ze sobą wszystkich swoich zmarłych. I jechaliśmy wszyscy dwudziestk­ą szóstką zWoli na Grochów, żywi, bo ci, których odwiedzali­śmy, zmarli przed moimi urodzinami, byli dla mnie zmarli od zawsze.

Jechaliśmy i snuły się opowieści, bo jakoś tak jest, że zmarli, choć niemi, się ich domagają. I nagle w tramwaju był rok, powiedzmy, czterdzies­ty ósmy albo siedemdzie­siąty piąty. A jako dziecko najbardzie­j na świecie lubiłem opowieści. Zresztą, może i dziś tak jest.

Wtym roku, z różnych powodów, jestem na grobach sam, pierwszy raz w życiu. Jest jeszcze inaczej, nie wiem, czy gorzej. Przyglądam się twarzom warszawiak­ów, podsłuchuj­ę ich rozmowy, które są jakoś podobne, i większość z nich nic sobie nie robi z lat, które mijają. Synowie podtrzymuj­ą swoje starsze już mamy pod ramię, dzieci jedzą obwarzanki albo pańską skórkę. Jadę dwudziestk­ą szóstką sam, najprawdop­odobniej sam.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland