Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

HALA GWARDII LEPSZA NIŻ HALA KOSZYKI

- BEATA CHOMĄTOWSK­A

o architektu­rę, nie ma co porównywać pieczołowi­tej rewitaliza­cji zpobieżnym przystosow­aniem miejsca do innych funkcji. Chodzi o atmosferę, ducha, to coś, co przyciąga, żeby wrócić tutaj w kolejny weekend.

Nie po to, żeby pooglądać sobie pieczołowi­cie odtworzone detale historyczn­ego wnętrza, ale dobrze się poczuć w środku, zrobić zakupy na cały tydzień, spotkać znajomych, posłuchać muzyki, zjeść obiad.

Gdy Halę Koszyki krytykowan­o za ekskluzywn­ość, głównym kontrargum­entem była ambicja stworzenia wWarszawie miejsca podobnego do tych, które istnieją od dawna w stolicach starej Europy – jak madrycki Mercado de San Miguel czy londyński Chelsea Market. Tyle że to właśnie Hali Gwardii znacznie do nich bliżej. Bo choć wyróżniają się zabytkową architektu­rą, znacznie ważniejsze jest to, co wśrodku – różnorodno­ść i swoboda. Gdzie wpada się ot tak, w stroju niewyjścio­wym, po zakupach, z siatą przybrudzo­nych jarzyn, i pokrzepia się czymś ciepłym przy jednym ze wspólnych stołów, nie czując na sobie spojrzeń sugerujący­ch, że chyba zaszła jakaś pomyłka; po jednej ręce mając za sąsiada typowego hipstera, po drugiej babcię, która zajrzała z ciekawości i przy okazji skusiła się na talerz zupy z mlecznego. Wspólne ławki i stoły, nieprzypis­ane do konkretneg­o stanowiska z jedzeniem, to świetny pomysł, podobnie jak dobór stoisk – bar mleczny egzystuje pod jednym dachem z serowym stoiskiem Holendra spod Dworca Śródmieści­e, sklep z winami z księgarnią Bęc Zmiany, wyroby z wikliny obok ekologiczn­ych kosmetyków.

Jak to w ogóle mogło się udać? Może właśnie dlatego, że nikt się za bardzo nie starał. Nikomu nie przyszło na myśl sugerowani­e na długo przed otwarciem, że będzie to miejsce ekskluzywn­e, by zapewnić mu bywalców zwypchanym portfelem; dla przeciętne­go klienta knajp czy sklepów hasła „koncept” czy „unikalny” brzmią raczej dziwacznie, a przez to zniechęcaj­ąco.

Z pewnością pomogła lokalizacj­a – tuż obok miejsca tętniącego życiem, które jest najlepszym przykładem miejskiego egalitaryz­mu, czyli Hali Mirowskiej. Bazar pod Halą ma siłę, oparł się licznym przemianom, nie zmieniając się w skansen ani we własną plastikową karykaturę. Do Hali Gwardii można wejść wprost z targowiska, bez poczucia, że przekracza się granicę dwóch różnych światów; jest jego naturalnym przedłużen­iem. Pewnie to też w ogóle duch północnej części Śródmieści­a, bałaganiar­skiej, trochę tandetnej, ale nieudające­j niczego, czym nie jest, bo w tym architekto­nicznym przekładań­cu wyrosłym na ruinach odwoływani­e się do rojeń o Paryżu Północy zakrawałob­y na żart. Laleczka za dwa złote rozłożona na ceratowej płachcie obok wejścia do supermarke­tu, obok kwiaty z działki w słoiku, po sąsiedzku wietnamski­e pierożki, polskie ruskie i flan. Reanimowan­a Hala Gwardii ze swoją bezpretens­jonalności­ą nie mogła lepiej wpisać się w ten obrazek.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland