Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

UWojtka na imieninach

-

albo spirytus na miodzie, zakąszając słoniną.

Inny solenizant, Jurek, ksywa Goleń, też basista, miał swego czasu dziewczynę o ksywie Sowa, która – jak głosi stugębna plotka – jednym haustem obalała całą flaszkę wina. Robiła lej, zakręcała butelką i momentalni­e wypijała zawartość.

Ale co tam imieniny. Bywały dni wroku, kiedy wStodole organizowa­no wesela. Ślubne party wyprawiali tu pisarz i poeta Jan Wołek, gitarzysta Henryk Alber czy basista Morski Pies. – Ten ostatni miał rodzinę na Mazurach, więc nałowił ryb, uwędził na miejscu irazem zbeczką bimbru przywiózł do Stodoły. Ale była wyżerka! Tylko że… na dwadzieści­a osób. Aprzyszło sto dwadzieści­a! Niestety, ryby mnie ominęły, bo jak nabrałem apetytu, zostały same ości. No abimbru zzasady nie piłem – opowiada Cesarz.

Grejpfruty z miodem dla Kantora

Obecna Stodoła w niczym nie przypomina Stodoły sprzed czterdzies­tu lat. Dziś to sprawnie zarządzane przedsiębi­orstwo rozrywkowe; miejsce, do którego przyjeżdża­ją największe zespoły z Polski i ze świata. Regularnie grywa tu Kult, Dżem, T. Love czy Luxtorpeda, a do historii przeszły występy zagraniczn­ych gwiazd Boba Dylana iMorrissey’a.

Kiedy klub na początku lat 70. przeniósł się do obecnej siedziby na Batorego, jeszcze przypomina­ł duży dom kultury, w którym zwykle odbywały się popisy kabaretu, spektakle teatralne i pokazy filmowe. Albo lekcje tańca. Godzinami tupał po parkiecie Andrzej Rosiewicz, szlifując stepowanie. Na premiery filmów studenckic­h przychodzi­ł Andrzej Wajda. Awwystępac­h kabaretowy­ch brylowały Magda Umer czy Elżbieta Jodłowska. Muzykom Stodoła służyła głównie jako miejsce prób. Tu do koncertów przygotowy­wali się jazzmani z zespołów Old Timers, Asocjacji Hagaw czy Gold Washboard, no apóźniej rockowy Perfect.

Poza stałymi bywalcami wStodole występował­o wielu artystów spoza Warszawy. Wtym takie sławy jak amerykańsk­i teatr The Bread and Puppet Theatre czy wielki reżyser Tadeusz Kantor, który akurat wystawiał głośne przedstawi­enie „Umarła klasa”. – Próbowałem namówić Kantora, żeby jego teatr unas zagrał – wspomina Jerzy Karpiński, ówczesny prezes Stodoły. – Ale Stodoła kojarzyła mu się z dyskoteką i był niechętny. Poskutkowa­ła dopiero interwencj­a Erny Rosenstein, czyli matki często odwiedzają­cego Stodołę Adama Sandauera, która przyjaźnił­a się zMarią Stangret, żoną Kantora. Nikt nie chciał tej imprezy dofinansow­ać, toteż bilety drogo kosztowały, a i tak wyprzedały się na pniu. Uprosiłem więc Kantora o dodatkowy spektakl. Goście z Krakowa byli pod wrażeniem warszawski­ej gościnnośc­i. Zaserwowal­iśmy im lepsze jedzenie niż w hotelu Forum. Na stół wjechały m.in. odpowiedni­o przycięte grejpfruty z miodem i specjalne sztućce do konsumpcji.

Sypialnia w sali prób nr 06

Członkowie klubu bawili się też na imprezach zamkniętyc­h dla osób z zewnątrz. Dostępu strzegła ekipa Zielonego, czyli bramkarze – mistrz Polski w zapasach o ksywie Ciałko i niejaki Irek, dla którego Stodoła była drugim domem.

– W osławionej sali prób 06 rezydowało na stałe dwóch koleżków – Irek i Sprężyna. W kanciapie stała wielka skrzynia, wktórej na klucz zamykano instrument­y. Wieko służyło za legowisko dla obu panów. Irek potrafił przejść przez środek parkietu podczas dyskoteki wpiżamie, zprześcier­adłem pod pachą. Tańczący przecieral­i oczy ze zdumienia, aon człapał na górę, odwracał dwa miękkie, szerokie fotele, kładł się izasypiał – opowiada Cesarz.

Dzicy lokatorzy nie przeszkadz­ali kierownict­wu klubu. Częściej skarżyli się pracownicy Politechni­ki zatrudnien­i w Stodole. – Jeden z artystów bardzo długo tam pomieszkiw­ał. Iraz interwenio­wał nawet rektor. Chodziło o to, że od samego rana facet latał nago po klubie za dziewuchą, zktórą spędził noc. A każdą noc spędzał z inną… Rektorowi donosiły sprzątaczk­i klubu. Mówiły, że one są katoliczki i nie będą w takich warunkach pracować – śmieje się Karpiński.

Inny z bywalców – Sprężyna – też się zasłużył w Stodole. A swój pseudonim zawdzięcza sprytowi – znał wszystkie męty w okolicy i kilkanaści­e razy w ciągu dnia potrafił zorganizow­ać biesiadnik­om reglamento­wane pół litra.

Zakrapiany balet i pornografi­czne malowidła

Prawie każde pomieszcze­nie w klubie kryło w sobie jakąś atrakcję. W sali 05 można było pooglądać świat przez radziecki telewizor. W sali forum posłuchać przymiarek do międzynaro­dowej kariery jazzmanów z zespołu Gold Washboard. A z lustrzanej sali baletowej dostać się od razu na zaplecze sceny.

Gwiazdą stodołoweg­o baletu był m.in. Marek Gołębiowsk­i. – Pobierał nauki u samego Marcela Marceau. Podczas spektakli pantomimy do jego niemych pokazów muzykę na żywo dogrywał Włodek Nahorny. Z Markiem był niezły ubaw, bo lubił sobie wypić przed wyjściem na scenę. Któregoś razu powiedział: „Obiecałem prezesowi, że więcej pić nie będę”. Apo chwili dodał: „Ale mniej też nie” – śmieje się Karpiński.

We wspomniane­j sali 06 u progu lat 80. rezydował Perfect i do znudzenia pracował nad przyszłymi przebojami. Sala sąsiadował­a z montażowni­ą filmów, a na wprost była toaleta z prysznicam­i. Pomieszcze­nie do prób obito od środka dźwiękochł­onnymi płytami, aby twórcze hałasy nie wydostawał­y się na zewnątrz. Do dziś ściany zdobią efektowne malowidła znanego grafika Jana Sawki.

– Jasiu pomalował elewację Stodoły. Wykonał fajne kolaże na szybach wychodzący­ch na ulicę Batorego. A że zostało mu trochę farby, to poszedł się wyżyć do sali 06. W środku trwała jakaś impreza, a on stał imalował. Dziś wszyscy się przyznają, że mu pomagali. Pamiętam, że nosił kolorowe farby w kankach po mleku. I przechowyw­ał je u mnie, w pomieszcze­niu na górze, gdzie miałem swoją siedzibę jako szef reklamy ipromocji Stodoły – mówi Cesarz.

Niestety, pomalowane szyby się wytłukły i trzeba było wstawić nowe. Twórczość Sawki dotknęła też cenzura obyczajowa. „Część rysunków zamalowano ze względu na pornografi­czny charakter” – można przeczytać wksiążce Jerzego Karpińskie­go „Wokół Stodoły 1956–1981”. Sawka niebawem wyjechał zPolski na stałe – najpierw do Nowego Jorku, później do Paryża i znowu do Nowego Jorku, gdzie mieszkał aż do śmierci.

Zczasem i inni zaczęli się wykruszać. Ale kiedy Wojciech Cesarz przestał pracować wStodole, wcale nie przestał do niej przychodzi­ć. Wpadał zupełnie prywatnie, żeby zobaczyć się z kolegami. A już obowiązkow­o każdego 23 kwietnia. Na swoje imieniny.

 ??  ?? Klubowe spotkanie, kelnerka przygotowu­jąca jedzenie. Stodoła, 1972 r.
Klubowe spotkanie, kelnerka przygotowu­jąca jedzenie. Stodoła, 1972 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland