Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
JAKUB CHEŁMIŃSKI:
To pytanie pojawia się w całym cyklu. Dłuższy czas uważałem, że centrum jest gdzieś koło Rotundy, w miejscu dziś nazywanym rondem Dmowskiego, gdzie krzyżują się główne arterie. Miejsce ich przecięcia może dziś określać centrum Warszawy, jednak nie zawsze tak było. Kiedyś środek miasta wyznaczony był przez najwyższy budynek, czyli kościół ewangelicki przy pl. Małachowskiego. Umieszczano
– To z waszej „Gazety” dowiedziałem się, że tak podróżni mówią na dworzec autobusowy, który działa na pl. Defilad. Ale myślę, że warszawiak chcący przeciwko czemuś zaprotestować znalazłby inne miejsce, bardziej historyczne albo bardziej uczęszczane. Choć wiem, że w„Małej Apokalipsie” Konwickiego główny bohater ma popełnić samobójstwo pod Salą Kongresową, ale wniej odbywa się akurat zjazd PZPR. Może nie zdradzajmy czytelnikom. W ostatnim rozdziale odwiedza
– Nie jestem rodowitym warszawiakiem, choć tu się urodzili mój ojciec, dziadek, pradziadek. Dziadek przeniósł się przed wojną do Wołomina i ja tam się urodziłem. Oczywiście mój bohater – policjant nie może pochodzić zWołomina, bo to wprowadzałoby dodatkowy, niebezpieczny kontekst. Poza tym – powiedzmy to wyraźnie – bohater nie jest mną.
Amiejsc wWarszawie, które można uznać za moje, jest sporo. To na pewno Liceum im. Władysława IV na Pradze, do którego chodziłem. To miejsca, w których pracowałem, czyli m.in. ta okolica [rozmawiamy w Barze Kercelak na Chłodnej]. Mieszkałem długo na Bielanach, na Piaskach, tak jak mój bohater. Bardzo lubię też Powązki. To takie miejsce, gdzie nowa część Warszawy styka się z tą starą, zjada ją. Cmentarza oczywiście nie zje, ale obok powstają zupełnie nowe dzielnice. Gdzieś jeszcze są te brukowane kocimi łbami uliczki, coraz krótsze. Są stare warsztaciki, stolarnie, chociaż ich też jest coraz mniej. Między blokami było dużo przestrzeni, tam się dało oddychać. Dziś nowe bloki stawia się bardzo blisko siebie, żeby po prostu zmieścić jak najwięcej mieszkań. Trudno byłoby mi mieszkać w takim miejscu.
– Urodziłem się za miastem iwróciłem za miasto. Nie uciekłem, po prostu się wyprowadziłem.
– Już nie, ale przez pewien czas musiałem, i to było bardzo męczące. Oczywiście robią tak miliony ludzi. Przenoszą się z centrów na przedmieścia, bo chcą mieć własny dom, mają dosyć hałasu, pragną żyć bliżej natury. Potem codziennie stoją wkorku półtorej godziny rano i wieczorem. I to, co miało być przyjemne, przestaje takie być. Mnie życie za miastem odpowiada, rzeczywiście jest ciszej. Ale kiedy piszę powieść, to przyjeżdżam do Warszawy do biblioteki. Tu mniej elementów rozprasza uwagę. jego wojenne przeżycia, ewakuacja zWarszawy przez obóz przejściowy w Pruszkowie to prawdziwe doświadczenia mojego ojca.
– To wymaga mocnych nerwów i dużego poświęcenia. Kibic Polonii ma to do siebie, że kiedy sytuacja jest dobra, zaczyna mu się zapalać ostrzegawcza lampka, że coś za chwilę na pewno się spieprzy. Albo ktoś sprzeda klub, albo właściciel okaże się złodziejem, albo próby naprawy sytuacji zostaną przez kogoś storpedowane, albo po prostu zabraknie pieniędzy.
Polonia jest najstarszym warszawskim klubem, dlatego mój bohater też musi jej kibicować. On nie staje po stronie ludzi, którzy zawsze wygrywają. Ja też dalej będę kibicować Polonii, mimo rozterek. Nie zmienia się klubu tylko dlatego, że mu się gorzej wiedzie.
– Chodzę. Niestety, nie dotarłem na ostatnie derby, choć miałem bilet, ale byłem na wcześniejszym meczu zWidzewem. Oprawa była wręcz ekstraklasowa, taka też frekwencja. Wynik remisowy, jak większość w tym sezonie.