Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Kamienica z kwartału białych kołnierzyków
W tym budynku do 6 sierpnia 1942 r. działała jedyna oficjalna w getcie szkoła – żydowska szkoła pielęgniarek, Luba Blum-Bielicka była jej dyrektorką. W czasie powstania warszawskiego był tu szpital polowy zgrupowania AK „Chrobry II”.
Na planie miasta z 1935 r. okolica jest gęsto zabudowana kamienicami. Wojenną pożogę przetrwała tylko ta na rogu Mariańskiej iPańskiej. Wokół wszystko się zmieniło. Na miejscu zburzonych kamienic wyrosły gomułkowskie bloki, a na przełomie XX i XXI w. – szklane biurowce. Dzielnica żydowska stała się kwartałem białych kołnierzyków.
Niewiele brakowało, by gmach dawnej Ubezpieczalni też zburzono. W2002 r. urzędnicy wystąpili owykreślenie go z rejestru zabytków. Nie zgodziła się ówczesna generalna konserwator zabytków Aleksandra Jakubowska.
Ile jest budynków wWarszawie na terenie dawnego getta, które zachowały swoją funkcję od przedwojnia? Do niedawna był nim pobliski szpital dziecięcy przy Śliskiej, dawniej Bersohnów iBaumanów, w którym uczennice szkoły pielęgniarskiej miały zajęcia praktyczne. Od kilku lat niszczeje pusty. Było nim kino Femina, które zamieniło się wdyskont. Kamienica przy Mariańskiej 1 wciąż wykorzystywana jest na cele służby zdrowia. Tam, gdzie była narożna apteka, działa przychodnia zdrowia dla kombatantów i seniorów prowadzona przez fundację Pomocy na Rzecz Żołnierzy AK. Z drugiej strony mieszczą się poradnia zdrowia psychicznego i prywatna przychodnia.
– Dla mnie przychodnia kombatancka to ostatni ratunek. Wizyta u lekarzy specjalistów kosztuje tu 50 zł, wprywatnej co najmniej 150. I nie trzeba czekać jak w państwowym – mówi pan Józef, lat 82.
Michała i Tomka, pracowników Warsaw Financial Center, spotykam przed biurowcem na papierosie. Dziwią się, że dopytuję ich o kamienicę naprzeciwko. Nie znają jej historii.
– W tym domu przy Mariańskiej ulokowali się powstańcy. Obchodzimy tu zawsze rocznicę powstania. Teraz bardzo dobra przychodnia wnim działa – mówi pani Alina, lat 85, która przechodzi tędy z zakupami. Mieszka w jednym z punktowców przy Pańskiej, które powstały w latach 60. Narzeka: – Teraz jesteśmy otoczeni biurowcami jak w więzieniu. Światła w mieszkaniu nie ma.
Świat za kotarą
„Dom na Mariańskiej był duży, wygodny, można było zapomnieć wnim, że było się w getcie. Na parterze przy wejściu dyżurowała zawsze jedna uczennica z najmłodszego zespołu, obok był gabinet dyrektorki i pokój, wktórym mieszkała zdwojgiem dzieci imężem. Wkorytarzu, na honorowym miejscu, wyraźnie widoczny, wisiał portret Florence Nightingale, Wielkiej Pielęgniarki, która miała być odtąd naszym ideałem. Żeby wejść do Szkoły, trzeba było zadzwonić. Otwierała dyżurna. Drzwi zasłonięte były grubą kotarą i kiedy się wchodziło za nią do środka, miało się uczucie, że cały świat na zewnątrz to inny świat, amy jesteśmy od niego oddzielone tą kotarą, tą ciszą na korytarzu, tym idealnym porządkiem. Nawet głód był jakby innym głodem” – pisała w„Ali zelementarza” Alina Margolis-Edelman.
Z prof. Barbarą Engelking z Centrum Badań na Zagładą Żydów, współautorką z prof. Jackiem Leociakiem książki „Getto Warszawskie. Przewodnik po nieistniejącym mieście”, dzielę się moimi spostrzeżeniami, że kamienica przy Mariańskiej do dziś zachowała swoją funkcję. Czy są inne takie miejsca na terenie dawnego getta? Profesor chwilę się zastanawia iwymienia siedzibę Żydowskiego Instytutu Historycznego, gdzie przed wojną mieściła się Główna Biblioteka Judaistyczna i Instytut Nauk Judaistycznych. I zupełnie nieoczywisty przykład, choć nieco na wyrost: Burger King na rogu al. „Solidarności” ial. Jana Pawła II. Przed wojną wtym miejscu pod adresem Leszno 40 działa żydowska jadłodajnia literacka. Budynek nie przetrwał, ale jadłodajnia poniekąd tak. – Ostańców zgetta jest bardzo mało. Kiedy z Jackiem Leociakiem pisaliśmy książkę ogetcie, to chodziliśmy po tym terenie i spisywaliśmy je wszystkie. 20 lat temu było ich jeszcze sporo. Kiedy cztery lata temu robiliśmy drugie wydanie, musieliśmy część wykreślić. Sporo mówi to onaszym stosunku do przeszłości tego miasta – wzdycha prof. Engelking.
I opowiada o szkole przy Mariańskiej: – To była enklawa normalności. Ogromną zasługę miała w tym jej dyrektorka Luba Blum-Bielicka. Przyszłe pielęgniarki uczyły się, jak zachować sterylność. W getcie to mogło się wydawać bez sensu, ale była w tym wiara, że uporządkowany świat wróci.
Prof. Engelking nieoczekiwanie pyta: – Ciekawe, co jest wpiwnicach? Był pan? 15 lat temu pod przedwojennym adresem Leszno 1, gdzie w czasie wojny był szpital, a teraz urząd miasta, znaleziono kilka tysięcy aktów zgonów z getta.
– Ten budynek nie był związany z historią Żydów. Szkoła tam działała, bo znalazł się na terenie getta. Uratowała go, także po wojnie, jego funkcja – przychodnia była po prostu potrzebna – stwierdza Jarosław Zieliński, varsavianista. – Niemalże magiczne jest niezłomne trwanie tego budynku i jego służba dla miasta.
Ironia historii
Wchodzę do przychodni iwyobrażam sobie tę grubą kotarę, za którą zaczynał się – jak pisała Alina Margolis-Edelman – inny świat. Parter zachował najbardziej historyczny wystrój: mozaikowa posadzka, w rejestracji ozdobne kolumny. Jest też tablica z informacją o szpitalu powstańczym zgrupowania AK „Chrobry II”.
Latem 1942 r. pielęgniarskie uniformy uratowały uczennice przed wywózką do Treblinki. „Wszystkie mieszkanki naszego internatu [znajdował się na jednym zwyższych pięter kamienicy] wyprowadzili SS-mani na pl. Grzybowski. (...) Na placu było blisko 40 tys. osób, cała ludność małego getta. Był tu też Janusz Korczak ze swoimi schludnie ubranymi dziećmi. (...) Pielęgniarki, jako osoby niezbędne do zwalczania zarazy, zostały zwolnione” – pisała w 1961 r. Luba Blum Bielicka w Biuletynie ŻIH.
Po wyłączeniu Mariańskiej z getta Niemcy przenieśli szkołę na ul. Gęsią 33. Jej dyrektorka razem z dziećmi – Wiesią i Aleksem – przeżyła wojnę. Ukrywali ich Polacy. Luba Blum Bielicka w 1965 r. została odznaczona przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż medalem Florence Nightingale. Zmarła w 1973 roku. Jej mąż – Abrasza Blum – zginął kilka dni po upadku powstania w getcie. Przedarł się na aryjską stronę, wydał go gestapo polski dozorca.
Wiesia, dziś Aviva Blum, od 1950 r. mieszka w Izraelu. – Kiedy mieszkaliśmy przy Mariańskiej, miałam osiem lat. Niewiele pamiętam. A po wojnie starałam się jak najszybciej zapomnieć. Mama cudem nas uratowała. Do wyjazdu z Polski w1950 r. w ogóle nie poszłam na teren getta. A przecież byłam wWarszawie, uczestniczyłam w jej odgruzowaniu – opowiada mi przez telefon piękną polszczyzną Aviva Blum.
Aleksander Blum mieszka wUSA. Przysłał e-maila: „Myśmy mieszkali na Mariańskiej w1942 r. Wśrodku getta. Wspomnienia są dosyć upiorne, bo poszliśmy stamtąd na Umszlagplatz. Miałem 6 lat ipamiętam głównie strach przed Niemcami. Byłem świadomy tego, że nasze życie wisi na włosku, chociaż szkoła, którą prowadziła moja mama, wciąż funkcjonowała, a jej pielęgniarki odwiedzały chorych wmieście. Fakt, że kamienica przetrwała, gdy tylu ludzi zginęło, to jeszcze jedna ironia historii. W styczniu 1943 r. gestapo zlikwidowało szkołę i szpital, rozstrzeliwując lekarzy, pielęgniarki, chorych włóżkach. [Doszło do tego już na Gęsiej]”.
Zachęcony przez prof. Engelking, wystarałem się o zejście do piwnic. Niczego ciekawego tam nie znalazłem. ZGN wynajął je na studio do muzycznych nagrań.