Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
BABKA Z RONDA. WARSZAWSKIE NAZWY RÓWNOLEGŁE
przesłaniu, Babka. Ta, której nie udało się pokonać Radosławowi, ba, całej odważnej brygadzie jego imienia, walczącej kiedyś w tym rejonie podczas powstania. Wszyscy deklarują dla niej szacunek, ale wbrew tabliczce z nazwą, zapowiedziom wtramwaju i zapisom na mapach uparcie nazywają rondo Babką. Temu, kto chciałby dociec, o co chodzi, łatwo nie będzie. Babka? Młoda atrakcyjna kobieta czy raczej babka w typie babuszki? I czym zasłużyła sobie na takie przywiązanie?
Nieoficjalne nazwy nie kierują się logiką; bazują na prostych skojarzeniach, podobnie jak ksywy, które nadają między sobą dzieciaki w przedszkolu. „Serek bielański”, trójkątny skwerek przy wyjściu z metra, powiązał się kiedyś komuś w wyobraźni z obrazem gomółki sera i tak już zostało. Tym bardziej przezwiska zyskuje wszystko, co dziwne, odbiegające od normy, zwracające uwagę. Boleśnie przekonywali się architekci o awangardowych zapędach, choćby Bohdan Lachert. Dom u zbiegu Chmielnej iNowego Światu, zaprojektowany przezeń wspólnie z Julianem Putermanem Sadłowskim w miejscu zrujnowanej kamienicy ze znaną apteką Malinowskiego, dzięki betonowym wybrzuszeniom ponad poziomem parteru i barwie bieliźnianego różu ochrzczono „domem pod biustonoszami”. Ażurowa konstrukcja z otworami, przysłaniająca część fasady przebudowanego gmachu Towarzystwa Ubezpieczeń „Rosja”, zapracowała na nazwę „domu pod sedesami”. Banalność miejskich ksywek skutkuje powtarzalnością, stąd bloki o podobnych obłościach na elewacji stały się „sedesowcami” we Wrocławiu. Jeszcze bardziej rozmnożyły się „Pekiny”, spotykane niemal w każdym większym mieście pod postacią czy to wielkich czynszówek, czy bloków o ponadstandardowych wymiarach. Bo wiadomo przecież, że tłok w nich musi być taki jak w wielomilionowej stolicy Chin. WWarszawie najbardziej znane są dwa – jeden to niszczejąca, opustoszała od lat gigantyczna kamienica Korngolda u zbiegu Złotej z Żelazną; drugi – kompleks bloków projektu Hansenów na Gocławiu, oficjalna nazwa: Przyczółek Grochowski. No i rzecz jasna „Pekin” trzeci, niemieszkalny, czyli Pałac Kultury iNauki, ale to bardziej za sprawą skrótu oficjalnego imienia.
Kluczem do rozwiązania zagadki z Babką jest zaś stare zdjęcie ze „Stolicy”, na którym rzeczone rondo, oplecione sznurem samochodów niezależnie od pory dnia, wówczas – z początkiem lat 60. – jawi się jako księżycowy krajobraz. Kształt pośrodku, oglądany z góry, przypomina babkę, usypaną przez podwórkowych smarkaczy z piasku i przyklepaną łopatką, by zanadto nie wyrosła. Jesteśmy w domu, bo o to właśnie chodziło, choć zamiast piasku był gruz warszawskiego getta, zwożony tutaj z rejonu Hali Mirowskiej, gdzie czyszczono teren pod nowo powstającą trasę N-S, dziś aleję Jana Pawła II, wtedy Marchlewskiego. Przypomina, że wtym mieście, chcąc sięgnąć do źródeł popularnego, ulicznego nazewnictwa, nader często trzeba zajrzeć pod ziemię.