Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
UPAMIĘTNIANIE KACZYŃSKIEGO PRZEZ JEGO OŚMIESZANIE
usprawiedliwia militaryzację pl. Piłsudskiego, by w najświętszym miejscu Warszawy można było ustawić kolejny gniot rzeźbiarski? Bo dokonkursu na pomnik Lecha Kaczyńskiego zgłoszono rzeźby, które jury uznało za niegodne pierwszej, drugiej ani nawet trzeciej nagrody. Czy teraz stanie rzeźba, która z litości dostała wtedy ledwie wyróżnienie? Czy też na cokół wywindowana zostanie praca pozakonkursowa?
Nadanie patronatu byłego prezydenta Warszawy ulicy również jest skażone kompleksami i pośpiechem. Autorytarnie, odgórnie nazwę nadał wojewoda mazowiecki Zdzisław Sipiera z PiS. Bez konsultacji, bez zapowiedzi. Cud, że nocą nie wymienił jeszcze tabliczek z poprzednią nazwą alei Armii Ludowej. Choć może wszystko przed nami.
Nie głosowałem na Lecha Kaczyńskiego. Nie jest moim bohaterem. Pamiętam jego stołeczne rządy. Nie podzielam entuzjastycznych ocen jego spuścizny. Rozumiem jednak, że dla pewnej części społeczeństwa jest postacią ważną. Warszawa to duże miasto, pomieścimy się w niej wszyscy. Skoro rondo wcentrum miasta ma Roman Dmowski, to czemu ulicy nie miałby dostać Lech Kaczyński. Powinien też pomieścić się były powojenny prezydent Warszawy Stanisław Tołwiński, ale jego ulicę wojewoda akurat usunął zŻoliborza podczas dekomunizacji.
Jeśli dokonania Lecha Kaczyńskiego są tak doniosłe i oczywiste, to dlaczego warszawscy radni PiS nie złożyli wniosku o nadanie ulicy jego imienia? To stołeczny samorząd ma kompetencje w tej dziedzinie.
Polityka to sztuka przekonywania. PiS woli jednak autokratyczny dyktat. Zamiast debaty – zarządzenie wojewody, zamiast argumentów – rządowy przymus. Wszystko motywowane strachem, że samorząd może nazwę znowu zmienić.
Stąd też bulwersująca nowelizacja ustawy o dekomunizacji: nazwy zmienione przez wojewodę będzie można korygować tylko za jego zgodą. Taka legislacja przechodzi właśnie przez zdominowany przez PiS Senat, a potem trafi do podpisu do prezydenta Andrzeja Dudy. Widać, że ważne jest nie to, czy nowe prawo ma sens, tylko to, czy jest nasze.
Ten naszyzm staje się nieznośny. Spycha nas, warszawiaków, do położenia, w którym nie ma dobrego wyboru. Bo co? Machnąć ręką i pocieszać się, że wojewoda Sipiera nie przemianował placu Konstytucji? To nie jest abstrakcyjny żart, wojewoda łódzki doszukał się komunistycznych aspektów wnazwie „plac Zwycięstwa” i podczas dekomunizacji przemianował go na plac Lecha Kaczyńskiego.
Alternatywą jest protest, sygnalizowanie niezgody na autorytaryzm nazewniczo-pomnikowy. W tych kategoriach rozpatruję zapowiedź stołecznych polityków PO, że Rada Warszawy wtórnie przemianuje ulicę Lecha Kaczyńskiego na Trasę Łazienkowską, a znowelizacją ustawy o dekomunizacji będzie walczyć wsądach administracyjnych.
„Dekaczyzacja” po dekomunizacji nie budzi mojego entuzjazmu. Czy naprawdę z tej sytuacji nie ma innego wyjścia?