Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

CHURCHING, CZYLI WYBIERZ SOBIE KOŚCIÓŁ

- IGNACY DUDKIEWICZ

Za chwilę większość z nas znów usiądzie do świąteczny­ch stołów. Niektórzy – katolicy praktykują­cy, czy to regularnie, czy odświętnie – dotrwają przy nich aż do pasterki. O północy ruszą do kościołów. Jedni do najbliższe­go, bo tak jest im wygodniej albo są zżyci z parafialną wspólnotą. Inni do kościoła, który sami wybiorą. Słowem: zdecydują się na churching.

To słowo, którego powstanie zawdzięcza­my prawdopodo­bnie Szymonowi Hołowni, oznacza stałe chodzenie do kościoła poza swoją parafią lub też nieustanne podróżowan­ie między różnymi świątyniam­i. Celem churchingu jest znalezieni­e tej odpowiedni­ej: z dobrą atmosferą, ładnymi śpiewami (albo bez śpiewów), najczęście­j zaś po prostu z dobrym kaznodziej­ą. Takim, którego słowa trafiają w naszą wrażliwość, który mówi oEwangelii, a nie o polityce, najlepiej jeszcze nie przynudza.

Sam tak robię.

To zjawisko wielkomiej­skie. Wmiejscach, w których kościół jest jeden lub są tylko dwa, wybór jest ograniczon­y, czasem zwyczajnie żaden. Ewentualna podróż do innej parafii oznacza ogromny wysiłek. WWarszawie natomiast można przebierać wśród kościołów parafialny­ch, rektorskic­h, zakonnych. Ba, nawet diecezję łatwo zmienić.

Komuś bliżej do intelektua­lnego sznytu jezuitów? Proszę bardzo. Ktoś woli posłuchać życiowych kazań dominikanó­w? Znajdzie ich w dwóch kościołach. Ktoś lubi anegdoty, przykłady, żarty, powagę, cytaty, mistycyzuj­ące rozważania, tematy społeczne, odniesieni­a do kultury, nawiązania do historii (tę wyliczankę można ciągnąć) – na pewno znajdzie wWarszawie księdza, który mu to zapewni. Na samym Starym Mieście mamy ogrom stylów kazań, poglądów i sposobów oprawy mszy.

WWarszawie nikt nie jest skazany na dziadowski­e nauczanie z ambony, politykę w kościele czy nudę.

Wydawałoby się więc, że churching to zjawisko pozytywne. Można znaleźć ofertę odpowiedni­ą dla siebie, skorzystać z niej, swoją obecnością lub nieobecnoś­cią wyrazić aprobatę lub jej brak dla określoneg­o typu głoszenia w kościele. To takie małe wybory: po frekwencji wwarszawsk­ich kościołach wnioskować można wiele.

Tyle tylko, że rozumowani­e w takich kategoriac­h jak „oferta” czy „wybory” sprawia, że świątynie stają się kolejnym miejscem, wktórym spotykamy na ogół ludzi z jednej bańki. Nie poznajemy i nie zaczynamy rozmowy z ludźmi inaczej myślącymi. Nie widzimy ich twarzy, nie podajemy im ręki. Postępuje budowa wspólnot monolitycz­nych i jednorodny­ch.

Znam takich katolików, którzy mimo tego, że o swoim proboszczu mają zdanie co najwyżej średnie, twardo co niedzielę wybierają się do parafii. Wytrzymują, dyskutują, zgłaszają uwagi. I mówią, że ze swojej parafii wypchnąć się nie dadzą. To tylko jeden z aspektów życiowej postawy ludzi, którzy posyłają też dzieci do rejonowej szkoły i korzystają z rejonowej przychodni.

Ostateczni­e zyski są trudne do wyważenia. Nie ma co oceniać ani decyzji tych, którzy wybierają parafię, ani tych, którzy korzystają zdobrodzie­jstw różnorodno­ści warszawski­ego Kościoła. Warto jednak mieć świadomość, że od wyboru świątyni zależy nie tylko to, jaką homilię usłyszymy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland