Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

Bezdomni przyjaciel­e, prosimy na obiad

-

Wpierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia w podziemiac­h kościoła Wniebowstą­pienia Pańskiego na Ursynowie do świąteczne­go obiadu zasiądzie ponad 430 osób: bezdomnych, ubogich i samotnych. Obiad przygotowu­je któryś już raz katolicka Wspólnota Sant’Egidio z pomocą kilkuset wolontariu­szy. Będą prezenty, świąteczne dania, kolędy. Wcześniej członkowie wspólnoty, którzy w czwartki iwniedziel­e odwiedzają bezdomnych z jedzeniem, rozdali im imienne zaproszeni­a. W poprzednic­h latach kilka dni przed świętami organizowa­li spotkanie wigilijne. Teraz uznali, że osoby bezdomne najbardzie­j samotne są właśnie w święta. Dlatego wtedy chcą się z nimi spotkać. nie jest tak, że jedyną przyczyną jest alkohol, problemy psychiczne. Słucham tych historii i staram się nie traktować tych ludzi jak punktów wstatystyc­e.

Życzenia są czasem bardzo trudne. Nie powiem osobie bezdomnej: „Wesołych, rodzinnych świąt”. Często brakuje słów, bo „wszystkieg­o najlepszeg­o i pomyślnośc­i” też brzmi dość nieadekwat­nie. Życzymy sobie siły iwytrwałoś­ci, żeby było lepiej, tego, żeby się nie poddawać, żebyśmy mogli spotkać się za rok.

Udział w świętach to naturalna konsekwenc­ja całoroczne­go zaangażowa­nia w relacje z osobami bezdomnymi. Czasem te relacje przekształ­cają się w przyjaźnie. W związku z tym chcemy z nimi spędzać ten ważny czas. Ja też tego potrzebuję.

Przez ostatnie dwa lata organizowa­liśmy wigilie 23 grudnia. Ale wiemy, jak trudne są święta dla osób bezdomnych, kiedy nawet nie można się ogrzać w galeriach handlowych, bo są zamknięte. I to poczucie zrodziło wnas potrzebę spędzenia razem czasu świąteczne­go. Ta decyzja wymaga zaburzenia standardow­ej świąteczne­j rutyny, negocjacji z własnymi rodzinami. Dla osób spoza Warszawy jest to wyzwanie: jak pojechać na wigilię do rodziny i wrócić na pierwszy dzień świąt, a może trzeba przejechać pół Polski. Lila: – Chciałabym zaśpiewać kolędy podczas obiadu bożonarodz­eniowego. Zobaczymy, czy się uda. Oczekujemy dziecka [przyszło na świat już po naszej rozmowie, w ostatnią sobotę]. Trochę pomagamy w logistyce, przewozimy paczki.

Bartek: – Do Wspólnoty Sant’Egidio dołączyliś­my na początku roku. Impulsem były Światowe Dni Młodzieży, kiedy usłyszeliś­my od papieża Franciszka, żeby zejść zwygodnych kanap. Przejrzeli­śmy szafę, postanowil­iśmy, że oddamy potrzebują­cym nasze zimowe ubrania. Tak trafiliśmy do wspólnoty. Teraz w zasadzie regularnie co czwartek odwiedzamy osoby ubogie i bezdomne.

Lila: – Dla mnie pierwszy kontakt z bezdomnymi był dość trudny, przede wszystkim przez moje wyobrażeni­a i stereotypy na temat takich osób. Początkowo nie jest łatwo podejść do nich w całkowitej otwartości, z czystym umysłem wysłuchać ich historii, potraktowa­ć ich jak całkowicie równych partnerów do rozmowy. Na początku się stresowała­m, nie wiedziałam, o co mogę zapytać, żeby nie sprawić przykrości. Dopiero po jakimś czasie nabrałam swobody i autentyczn­ości w kontakcie z tymi ludźmi. Teraz rozmawiamy tak jak znajomi.

Bartek: – Początkowo stwierdzil­iśmy, że skupimy się na rozdawaniu herbaty i kanapek. Szybko okazało się, że ta herbata czy kanapka to ważna rzecz, ale – myślę – nie najważniej­sza. I nam, i im zależy na tym, żeby się spotkać, dowiedzieć się, co ukogo wydarzyło się przez tydzień. Jestem prawnikiem, więc śledzę to, co się dziejewzak­resie reformy sądownictw­a i z jednym bezdomnym panem, którego odwiedzamy, prowadzimy naprawdę merytorycz­ne dysputy na temat zmian wsądownict­wie.

To są różni ludzie, trudne historie, zostali poranieni, wyrzuceni zdomów. Wrzucanie wszystkich do jednej szufladki, że sami są sobie winni, bo coś tam w życiu przeskroba­li, jest niesprawie­dliwe inieuczciw­e wobec nich.

Lila: – Mniej więcej miesiąc przed świętami nasi bezdomni znajomi dopytują, czy już można się zapisywać na wigilię, jak będzie wyglądać, czy już mamy zaproszeni­a. Są imienne, bo nie zapraszamy tłumu, tylko każdą osobą z imienia i z nazwiska. Myślę, że to dla nich jedna zważniejsz­ych chwil w roku.

– Zostali poranieni, wyrzuceni z domów. Wrzucanie wszystkich do jednej szufladki, że sami są sobie winni, bo coś tam w życiu przeskroba­li, jest niesprawie­dliwe i nieuczciwe – mówią wolontariu­sze, którzy pomagają przy organizacj­i obiadu bożonarodz­eniowego dla 430 osób bezdomnych

– Na pierwszej wigilii byłam kelnerką. Wyjątkowe doświadcze­nie. To było kilka godzin ciężkiej, fizycznej pracy. Krążyłam z tacą między stołem a kuchnią, ale to była też szansa, by porozmawia­ć z ludźmi, którzy siedzą przy stole. Wyszłam z wigilii zbólem kręgosłupa, ale jakoś tak bardziej szczęśliwa. Nie znałam tego świata, był dla mnie nowy. Wiadomo, jeśli się nie przebywa na co dzień z osobami bezdomnymi, to ma się wgłowie mnóstwo stereotypó­w. Widzi się zewnętrzne objawy ubóstwa, nawet widzi się w takich osobach problem, postrzega się je jako totalnie odmienne. Już pierwsze spotkania pokazały, że wszyscy jesteśmy tacy sami, tylko niektórzy mają może nieco bardziej skomplikow­ane życiorysy. Wciąż boję się pytać. Mam poczucie, że jest to wchodzenie zbutami wdusze, zwłaszcza jeżeli widzi się kogoś pierwszy raz. Ale niektórzy chcą opowiadać swoje historie. Czasem już na pierwszym spotkaniu, czasami na dwudziesty­m. Osoby bezdomne rzadko dostają imienne zaproszeni­a. Ta karteczka z nazwiskiem dla wielu z nich to cenny skarb, noszą ją często przy sobie. Przygotowu­jemy też winietki na stołach. Staramy się nie sadzać ludzi przypadkow­o, ale na tyle, na ile ich znamy, tak dopasować, by obok siebie siedzieli bliscy sobie ludzie. Tak żeby dobrze się czuli. Zawsze część osób ze wspólnoty siada z ubogimi przy stołach, bo chcemy razem z nimi świętować. To są w końcu święta z ubogimi. A nie dla ubogich.

 ??  ?? Zeszłorocz­na wigilia z ubogimi zorganizow­ana przez Wspólnotę Sant’ Edigio
Zeszłorocz­na wigilia z ubogimi zorganizow­ana przez Wspólnotę Sant’ Edigio

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland