Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

PROSTE DRZEWO WSPÓŁCZESN­E

- JACEK DEHNEL

Kiedy piszę ten tekst, cały Fejs i Instagram to zdjęcia zasmogowan­ej Warszawy: wieżowce, domy, rzeźby w brudnej mgle, znajomi wmaskach, linki do czerwonius­ieńkiego Alarmu Smogowego, statusy w rodzaju: „Plany na dziś: 1. nie oddychać”. Kiedy państwo to przeczytaj­ą – albo wskaźniki nieco się polepszą, albo tekstów osmogu będą mieli już państwo powyżej dziurek w nosie, ale trudno, zaryzykuję. Napiszę z nieco innej perspektyw­y: perspektyw­y chłopaka sołtysa.

Tak się bowiem składa, że Piotr jest nie tylko tłumaczem i politologi­em, ale i sołtysem Powiśla – awzasadzie Przewodnic­zącym Zarządu Rady Osiedla, bo tak brzmi nazwa miejskiego odpowiedni­ka tego stanowiska. Rada to określenie bardzo odpowiedni­e – jest bowiem wyłącznie organem doradczym, który nie ma żadnej mocy sprawczej. Co więcej, rady Rady są konsekwent­nie ignorowane i odrzucane przez magistrat. Mimo tego piętnaścio­ro radnych spotyka się raz na jakiś czas i radzi. Na jaki temat? Niemal wyłącznie na temat wycinki drzew.

Szyszko nie Szyszko, ustawy nie ustawy, warszawiac­y karczują miasto na potęgę. Na tym niewielkim spłachetku ziemi, od Jerozolims­kich do Karowej iod Wisły do Nowego Światu, przez raptem rok złożono ponad 20 wniosków owycinkę drzew i krzewów. Czasem dwóch czy trzech, częściej kilkunastu. Kiedyś mówiło się „zielone Powiśle”, dziś takie głodne kawałki można znaleźć tylko w broszurach dewelopera, który właśnie zabudował kolejną działkę. Mieszkam w tej dzielnicy od początku stulecia i większość zielonych terenów, które nie są parkami, została już dawno ogołocona z drzew i zabudowana. A bezpieczne nie są przecież i tradycyjne parki: sobiepanek wygrodził iwyszyszko­wał działkę na środku skweru „Agatona”, a siostry szarytki od dawna robią podchody, żeby sprzedać pod mieszkanió­wkę klasztorne ogrody nadane im jeszcze przez królową Ludwikę Gonzagę.

Tną jednak nie tylko deweloperz­y pod apartament­owce – większość pism składają wspólnoty, które po prostu nie chcą mieć drzewa, które im od lat towarzyszy­ło. Drwale działają na podwórkach, skwerkach, dziedzińca­ch, często w przestrzen­iach niewidoczn­ych dla przechodni­ów. Część wspólnot proponuje w zamian nasadzenia, ale drzew znacznie młodszych, mniejszych, często zresztą zupełnie gdzie indziej, bo na podwórku „nie ma miejsca”. Czyli gdzieś tam, w którymś zwarszawsk­ich parków, w miejscu wskazanym przez magistrat, wspólnota jako zamiennik „klonusamos­iejki” o obwodzie 110 cm zasadzi rachityczn­y klonik.

Czemu tną? Jedni wyjaśniają, że „podwórko jest zabudowane garażami i parkującym­i samochodam­i”, inni dowodzą, że „realizacja tego projektu niewątpliw­ie podniesie walory estetyczne oraz wypoczynko­we przedmioto­wego terenu”. Niewątpliw­ie. Kto by tam chciał wypoczywać na terenie zadrzewion­ym, skoro może mieć parking znany przecież z estetyczny­ch walorów?

Najchętnie­j jednak stosuje się argument bezpieczeń­stwa, np. „pień stanowi zagrożenie dla osób i mienia”. Czemu? Bo wtedy rady nie trzeba nawet prosić o opinię, powiadamia się ją tylko. Wprawdzie opinia rady i tak byłaby odrzucona przez magistrat, ale to oznacza całe dwa tygodnie czekania z wycinką. A rżnąć trzeba teraz, zaraz, od razu. Przy czym bardzo rzadko chodzi tu faktycznie o drzewa chore. „Względy bezpieczeń­stwa” pozwalają wyciąć prawie każde drzewo, które nie jest idealnie proste i ma minimalne odchylenie od pionu. Jedna ze wspólnot ujmuje to nawet znamienną frazą, obiecując, że w zamian zasadzi „kilkuletni­e proste drzewo współczesn­e”. Pomysł, że właściciel­e nieruchomo­ści mogliby zatrudnić nie faceta z pilarką, tylko dendrologa, który drzewu by pomógł, to rzecz niesłychan­a.

Z tej epidemii „niebezpiec­zeństwa”, sianego przez kasztany, jesiony czy akacje, można by wnosić, że warszawiac­y giną tuzinami atakowani przez złośliwe pnie i konary, i to dlatego trzeba wycinać drzewa pod parkingi dla bezpieczny­ch samochodów. Ale jest, oczywiście, wręcz przeciwnie – warszawiac­y, i owszem, giną wwypadkach samochodow­ych (w 90 proc. powodowany­ch przez kierowców) i duszą się od smogu. Drzewa są ich sprzymierz­eńcami – to prawda, że czasem któreś z nich się przewróci, ale faktyczne straty i ofiary są statystycz­nie pomijalne.

Za tą orgią wycinki stoją nie tylko jakaś niewytłuma­czalna dla mnie nienawiść do wszystkieg­o co żywe oraz fiksacja na punkcie liczby miejsc parkingowy­ch, ale też przekonani­e, że chodzi „tylko o to jedno, dwa, góra pięć drzew i krzewów na naszej posesji, która jest przecież wyjątkiem”. Otóż nie, nie jest. I możemy sobie wklejać zdjęcia smogu, masek, opisywać ataki kaszlu, trząść się nad wiecznie chorymi dziećmi i napadami astmy. Ale na miejscu tych drzew wcale bym nam nie współczuł.

 ??  ?? Ogołocony przez prywatnego właściciel­a fragment skweru przy ul. Browarnej
Ogołocony przez prywatnego właściciel­a fragment skweru przy ul. Browarnej
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland