Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
POCHOPNE KASOWANIE BILETÓW
To już ostatnie dni sprzedaży biletów komunikacji miejskiej przez kierowców imotorniczych – od 1 stycznia okienka wich kabinach będą zamknięte dla pasażerów. Takiej decyzji Zarządu Transportu Miejskiego można się było spodziewać prędzej czy później, ale wprowadzono ją zbyt gwałtownie.
Bilety uprowadzących tramwaje i autobusy przez ponad 18 lat były ostatnią deską ratunku dla tych, którzy nie lubią jeździć na gapę. Osobiście jako posiadacz karty miejskiej z biletem 90-dniowym rzadko korzystałem z tego źródła, a doświadczenia mam raczej przykre. Zdarzało mi się trafiać na gburów, którzy robili łaskę, dając do zrozumienia, że przeszkadza im się w pracy. Nawet gdy obowiązywała jeszcze 50-groszowa dopłata dla kierowcy. Były wieczne problemy zwydawaniem reszty, a sytuacji nie ułatwiało to, że teraz cena biletu jednorazowego wynosi 4 zł i 40 gr zamiast np. równe 4 zł albo 4,5 zł. W końcu ZTM polecił, by pasażer miał dokładnie odliczoną sumę. W redakcji odbieraliśmy też takie sygnały: kierowca odmawiał sprzedaży biletów pod pretekstem, że mu się skończyły, po czym do akcji wkraczali kontrolerzy iwypisywali mandaty.
System nie był więc doskonały i już takie przypadki mogłyby utwierdzać urzędników w przekonaniu, że należy z niego zrezygnować. Na konferencji prasowej przekonywali jednak, że ich decyzja jest podyktowana głównie tym, by zapewnić bezpieczeństwo prowadzącym pojazdy – skończy się wożenie w kabinach pieniędzy i biletów. Na pytanie, ile odnotowano napadów, usłyszałem, że chodzi głównie o lepszy komfort jazdy – kierowca czy motorniczy będzie się mógł skupić tylko na tym. Zwłaszcza że zpowodu wypadków, protestów i imprez trasy tramwajów i autobusów zmieniają się już niemal każdego dnia.
Urzędnicy ZTM zapewniali też, że istnieje wiele innych kanałów dystrybucji biletów, auprowadzących rozchodziło się ich zaledwie 1,5 proc. Poza kioskami i salonikami prasowymi działają więc punkty obsługi pasażerów na stacjach metra idworcach kolejowych, blisko 720 biletomatów na przystankach i 1902 takie maszyny w pojazdach. W ciągu pięciu lat zanotowano wnich aż 30-procentowy wzrost sprzedaży. Poza tym coraz więcej osób płaci za przejazd przez internet (ostatnio taką możliwość udostępniła popularna aplikacja Jak dojadę) czy telefon komórkowy. Przybywa też pasażerów zwolnionych z opłat za przejazdy (uczniowie czy emeryci po 70. roku życia), a większość ma bilety okresowe.
Rzeczywiście, postęp technologiczny widać gołym okiem, ale trudno nie zauważyć pewnych niedociągnięć. Biletomaty w pojazdach są różne – część przyjmuje tylko monety, a inne karty płatnicze. Monika Obrębska, kierownik działu sprzedaży biletów w ZTM, zapowiedziała, że do końca 2018 r. maszyny powinny być jednakowe wtramwajach, właśnie trwa przetarg na wymianę automatów w Szybkiej Kolei Miejskiej. Płatność bilonem ma zostać wyeliminowana.
ZTM pokazywał też, jak dużo jest biletomatów na ulicach, ale gdyby przyjrzeć się szczegółowym lokalizacjom, widać dużo białych plam. O ile w Śródmieściu działają aż 173 takie urządzenia, a na Mokotowie – 70, o tyle w najbardziej rozległej dzielnicy Warszawy, jaką jest Wawer – tylko 10. WRembertowie – sześć, wWesołej iWilanowie – po pięć. Nawet na Ursynowie, który ma sporo biletomatów – 47, są całe połacie, gdzie pasażerowie są pozbawieni takich udogodnień. Jeszcze gorzej wygląda to pod Warszawą.
Dlatego nie zaszkodziłoby pozostawić sprzedaży biletów u kierowców na bocznych trasach czy wdni wolne od pracy. Tam pasażerowie, którzy okazjonalnie korzystają zkomunikacji miejskiej, będą mieć największy problem, by uczciwie dojechać do celu. Można się spodziewać, że część po prostu zrezygnuje z autobusu, wsiądzie do samochodów, powiększając korki na wylotówkach i parkując gdzieś w środku miasta. Dlatego bilety u kierowców należało wycofywać stopniowo, wostatniej kolejności tam, gdzie pasażerowie mogą mieć z ich kupnem największe problemy.