Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Tragedia z romansem w tle
Mały, piętrowy domek przy ul. Berensona na Białołęce. 58-letni Jan T. mieszka w nim z 19-letnim synem. Część pokojów od niespełna trzech miesięcy wynajmują 40-letniej Agnieszce wychowującej dwójkę dzieci w wieku 8 i 17 lat.
Noc z 27 na 28 lipca 2017 r. Dochodzi północ. Jan iAgnieszka są pijani, ich dzieci śpią.
Dziś prokuratorzy są przekonani: wziął nóż i ugodził ją w szyję.
Jan T. przedstawia to inaczej: Agnieszka potknęła się i upadła na blat stolika zastawionego szkłem. Z opowieścią o nieszczęśliwym wypadku dzwoni na pogotowie ratunkowe. Później powtarza to policjantom.
Lekarze nie mają szans, by uratować nieprzytomną kobietę z rozległą raną okolic szyi. Widzą, że coś jest nie tak. Biegły napisze później, że pomoc wezwano mniej więcej godzinę po powstaniu rany.
– W mieszkaniu zabezpieczono ślady kryminalistyczne, głównie krew. Przeprowadzane przez prokuratora oględziny miejsca zdarzenia oraz zwłok kobiety już na początku wskazywały, iż wersja przedstawiona przez Jana T. jest mało prawdopodobna – opowiada prokurator Marcin Saduś zprokuratury okręgowej dla prawobrzeżnej części Warszawy.
Mężczyznę zatrzymano, do dziś przebywa w areszcie.
Początkowo prokuratura przedstawiła mu zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć człowieka (zagrożenie karą do 12 lat więzienia). Podczas śledztwa zarzut jednak zmieniono. Ostatecznie Jan T. został oskarżony o zabójstwo 40-letniej Agnieszki – teraz grozi mu od 8 do 25 lat więzienia lub nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności. Sprawa trafiła już do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga.
To będzie proces poszlakowy. Prokuratura nie ma bowiem dowodu wskazującego bezpośrednio, że to Jan T. zabił kobietę. Nie było świadków. Śledczy zabezpieczyli w mieszkaniu kilka noży, ale nie są w stanie na sto procent powiedzieć, który z nich jest narzędziem zbrodni – dowiedzieliśmy się nieoficjalnie.
Waktach sprawy jest jednak opinia biegłego z zakresu medycyny sądowej. Awniej konstatacja, że „charakter obrażeń nie wskazuje na nieszczęśliwy wypadek”. Ranę najpewniej zadano „ostrym narzędziem”, czyli np. nożem.
Prokuratorzy są przekonani, że Jan T. mógł mieć motyw. Zustaleń śledztwa wynika, że Jan iAgnieszka chwilę nawet romansowali, ale kobieta nie chciała się z nim wiązać. – Zorientowała się, że ma do czynienia z człowiekiem o osobowości dość skomplikowanej, żeby nie powiedzieć „psychopatycznej” – słyszę wprokuraturze.
„Miał tendencje narcystyczno-dominujące” – taką konkluzję można wyczytać z opinii biegłego psychiatry.
Kobieta znalazła się w pułapce. Była w ciężkim położeniu, samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Chciała się wyprowadzić, ale nie mogła znaleźć nowego mieszkania. Nie zdążyła...
Jan T. nie przyznaje się do zarzutu zabójstwa. Przedstawia kilka wersji wydarzeń z lipcowej nocy. Nieoficjalnie ustaliliśmy, że próbuje też zrzucić odpowiedzialność za ten czyn na inną osobę. Prokuratorzy przekonują, że wten sposób T. stara się dopasowywać do rozszerzającego się materiału dowodowego.
Tej lipcowej nocy Jan T. wezwał pogotowie ratunkowe i powiedział, że Agnieszka upadła na stół. Śledczy nie wierzyli mu od początku. W sądzie jest już akt oskarżenia – będzie odpowiadał za zabójstwo. To będzie proces poszlakowy. Prokuratura nie ma bowiem dowodu wskazującego bezpośrednio, że to Jan T. zabił kobietę