Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
ARKADIUSZ GRUSZCZYŃSKI:
Z powodu konfliktu. W taki sposób powstaje większość ruchów miejskich. do budżetu partycypacyjnego udaje się co roku remontować kolejne części parku.
Skrzyknęliśmy się wokół sprawy parku imyśleliśmy, że kiedy uda się nam doprowadzić sprawę do końca, grupa się rozwiąże. Tak jednak się nie stało. Pojawiły się kolejne tematy.
– Tak, chociaż nie chcieliśmy tego robić. Od początku wydawało się nam, że jesteśmy ruchem społecznym o charakterze sąsiedzkim. Nie przykładaliśmy wagi do formalizacji. Poniekąd zostaliśmy do tego zmuszeni.
– Przez ówczesnego burmistrza Ochoty, który pytał: kim wy jesteście? Widzę kilka osób, które mają określone postulaty, a co z poglądami reszty mieszkańców? Więc postanowiliśmy być bardziej wiarygodni dla władzy i założyliśmy stowarzyszenie. Ale do dzisiaj nie obracamy pieniędzmi, nie mamy nawet konta wbanku.
– Wtedy chcieliśmy załatwić jedną sprawę. A potem zaczęliśmy domagać się partycypacji społecznej przy różnych projektach. Ten wątek przewija się w naszej działalności do dzisiaj.
– Rewitalizacja placu Narutowicza, zielona ściana przy Wawelskiej, zmiany na Polu Mokotowskim. Władze Warszawy chciały je zagospodarować po swojemu, pojawił się projekt budowy parkingu na sto aut, niezgodnego zresztą z planem miejscowym. Złożyliśmy wtedy wniosek okonsultacje społeczne, pod którym podpisało się ponad 2 tys. mieszkańców Warszawy i zaproszono nas jako przedstawiciela strony społecznej do zespołu przygotowującego te konsultacje. Efektem były pierwsze wWarszawie warsztaty charette polegające na projektowaniu partycypacyjnym, w których wzięli udział mieszkańcy, eksperci i urzędnicy.
Udało nam się też zablokować odebranie mieszkańcom i ogrodzenie stoku saneczkowego na Górce Szczęśliwickiej, a teraz skupiamy się m.in. na debacie o zmniejszeniu ruchu samochodowego na Wawelskiej i zmianie Grójeckiej z arterii przelotowej na ulicę miejską.
– Kiedy jedna z radnych chciała nas zaprosić na swoje listy wyborcze. Powiedziała nam, że ze Starej Ochoty nie ma żadnego radnego, a nieobecni nie mają racji.
– I to bardzo! Wprowadziliśmy wtedy do rady Ingeborgę Janikowską-Lipszyc, teraz mamy dwójkę radnych. Zależało nam na tym, żeby wystawić na listach osoby, które nie miały partyjnej przeszłości.
– Daje nam to większą siłę oddziaływania, a także dostęp do informacji. Na bieżąco wiemy, co dzieje się na Ochocie. Pozwala nam to lepiej patrzyć władzy na ręce. Pomogło na przykład w ujawnieniu przez nas afery lokalowej, która polegała na wyprzedawaniu lokali użytkowych po bardzo zaniżonych cenach.
– Urząd miasta podkreśla, jak wspiera aktywnych mieszkańców. Otwiera Miejsca Aktywności Lokalnej, wydaje poradniki Aktywnego Mieszkańca. Wszystko gra, dopóki mieszkaniec nie wejdzie na pole polityki. Bo staje się opozycją, którą trzeba zwalczać. Pewne projekty być może łatwiej byłoby zrealizować, będąc wyłącznie po stronie społecznej.
– Bierzemy to pod uwagę, ale to nie jest nasz główny cel. Nasze lokalne isąsiedzkie stowarzyszenie pełni wiele funkcji. O politycznej już powiedziałam. Poza tym integrujemy mieszkańców na piknikach ipotańcówkach. Gdy władze próbują na siłę przeforsować swoje pomysły, organizujemy protesty: wsprawie obrony Górki Szczęśliwickiej, wycinek drzew, a teraz odbudowania nad torami kładki łączącej Rakowiec iosiedle Jadwisin. Urządzamy przestrzeń, korzystając znarzędzi, jakimi są inicjatywa lokalna ibudżet partycypacyjny. Ważna jest samopomoc.
– Mamy grupę na Facebooku, wktórej wiele osób pisze o swoich potrzebach.
– Też. Ktoś zna ubogą rodzinę i zbiera dla niej ubrania. Ktoś chce pożyczyć rower na weekend albo szuka dużego plecaka.
– Tak, niesamowite, prawda? – Sześć tysięcy.
– W ruch angażują się różni ludzie. Jedni przychodzą na chwilę, realizują swój pomysł i odchodzą. Inni zostają na dłużej. Nie jesteśmy grupą towarzyską, tylko sąsiadami. Nie spędzamy razem wakacji, nie jesteśmy paczką przyjaciół, choć się lubimy. Mamy ludzi, którzy mieszkają na Ochocie od urodzenia, ale są też tacy, którzy przyjechali do Warszawy całkiem niedawno. Ale chcielibyśmy się odmłodzić, brakuje nam dwudziestolatków. To niestety typowe: z badań wynika, że aktywni lokalnie są ludzie po trzydziestce.