Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Marzec, który miał na imię Sara
Marcowe wydarzenia błyskawicznie przeniosły się zulicy na malarskie płótna. Niektóre prace powstawały nawet wczasie rzeczywistym. Witold Masznicz, w1968 r. student ostatniego roku ASP, stał tego dnia w oknie akademii ibacznie obserwował pacyfikację studenckiego wiecu na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego. Patrzył imalował – za pomocą tuszu na papierze pakowym na bieżąco odtwarzał przebieg starć studentów z aktywem robotniczym imilicją. Na jednym rysunku widać czarne postacie pałujące skulone sylwetki, na innym – konwój furgonetek rozpędzających tłum, na jeszcze innym – bordowe plamy ukazujące krwawy krajobraz po bitwie. Wsumie powstało 12 rysunków.
Krzyże jak swastyki
Trudny temat podjęły środowiska twórcze. Leszek Sobocki z krakowskiej Grupy Wprost namalował obraz „Otarci” – cztery czarne postacie wdynamicznych pozach, każda z zaczerwienieniami: ręki, nogi, całego boku. To komentarz do brutalnie rozpędzonej demonstracji w Krakowie, wwyniku której wiele poszkodowanych osób trafiło do szpitala. Inny z twórców Grupy Wprost, Jacek Waltoś, stworzył cykl „Zarastanie”, przedstawiając napis nad oświęcimską bramą, który stopniowo zarasta, aż wkońcu go nie widać. Artysta tak skomentował polityczne żerowanie na pamięci o Żydach i Zagładzie.
Kilka ważnych prac namalowała również Erna Rosenstein. Najważniejsza to „Uderzenia”, ale na wystawie zorganizowanej przez Muzeum Historii Żydów Polskich „Polin” można będzie zobaczyć „Czas pogardy” – białe krzyże lśniące jak sztylety na czarnym tle. – Jak się dobrze przyjrzeć, to widać, że krzyże namalowane na dalszym planie przypominają swastyki – wyjaśnia Justyna Koszarska-Szulc, kuratorka wystawy wPolin. – To twórczość abstrakcyjna, bez bezpośrednich odniesień. Rosenstein po marcowych wydarzeniach wprawdzie nie wystąpiła z partii, ale przestała być jej aktywną działaczką. Nie akceptowała tego, co się stało. Poza malowidłami pisała poezję – awangardową i refleksyjną.
Dla upamiętnienia wydarzeń Marca powstały też prace stworzone przez przedstawicieli wideo-art – również do obejrzenia na wystawie. Wśród nich jest instalacja „Wyjechałem, bo…” Krystyny Piotrowskiej oraz „Projekcja na pomnik Adama Mickiewicza” Krzysztofa Wodiczki. – Piotrowska nagrywała rozmowy zemigrantami marcowymi, którzy mieli dokończyć tylko to jedno zdanie: „wyjechałem zPolski, bo…”. Praca Piotrowskiej składa się z dwóch części: w pierwszej emigranci mówią o motywach wyjazdu wjęzyku polskim, w drugiej – w językach krajów, do których wyjechali. Obie części będzie można zobaczyć na wystawie. Z kolei praca Wodiczki to rodzaj mappingu na pomnik Mickiewicza. Są tam wyświetlone fragmenty teatralnej deklamacji „Dziadów” oraz pamiętnego przemówienia Gomułki. Twórca zderzył bunt idążenie do wolności z opresją władzy – mówi Koszarska-Szulc.
Aluzyjne kino pomarcowe
Zomówieniem historii ofiar ibohaterów Marca ciągle nie uporała się polska kinematografia. Za poprzedniego systemu nie było to możliwe, bo na straży pamięci czuwała cenzura. Jakub Majmurek w eseju do katalogu wystawy Polin zwraca uwagę na ledwie trzy filmy muskające temat Marca: „Jak daleko stąd, jak blisko” Tadeusza Konwickiego (1971), „Diabeł” Andrzeja Żuławskiego (1972) i„Indeks: życie itwórczość Józefa M.” Janusza Kijowskiego (1977). Ale zkonieczności była to tylko inteligentna gra z cenzurą i sugestywne żonglowanie aluzjami. Żuławski wymyślił bohatera Jakuba, który od fałszywego powstańca otrzymuje brzytwę do oczyszczenia kraju ze zdrajców. U Kijowskiego wcieleniem walki o sprawiedliwość jest Józef Moneta, który ujmuje się za relegowanymi zuczelni kolegami ikoleżankami, więc wkonsekwencji sam zostaje skreślony z listy studentów. Konwicki idzie wsymbolikę – jego film zaczyna się i kończy obrazem lewitującego nad Warszawą ortodoksyjnego Żyda.
Po 1989 r. – zdaniem Majmurka – pojawiły się też tylko trzy istotne pełnometrażowe fabuły dotyczące Marca: „Marcowe migdały” Radosława Piwowarskiego (1989), „Różyczka” Jana Kidawy-Błońskiego (2010) oraz „Obywatel” Jerzego Stuhra (2014). Ale znowu twórcy filmów obchodzą wydarzenia z 1968 r. szerokim kołem. Piwowarski woli mówić o pokoleniu ograbionym z młodości. Bohater filmu Stuhra Jan Bratek jest postacią komiczną (a nie dramatyczną), z naiwną wiarą wodnowienie partii i redefinicję socjalizmu. Tylko Kidawa-Błoński próbuje oprowadzić widza krok po kroku po marcowych wydarzeniach, ale leitmotivem jest romans bohaterów oraz patrzenie na Marzec przez pryzmat środowiska literatów, nie zaś z wielu perspektyw.
„Wielki, historyczny film o Marcu ciągle czeka na nakręcenie” – uważa Majmurek. Iwylicza trzy tematy, które wciąż nie doczekały się ekranizacji: problem antysemickich postaw Polaków w czasie Marca, dramat zmuszonej do emigracji ludności żydowskiej oraz kwestia spojrzenia na Marzec jako wewnętrzną batalię partyjną o władzę.
Piosenki o Kubie i Bronku
Na temat Marca powstały też wiersze i piosenki. Zalewie rok po tamtych wydarzeniach grupa Dżamble wylansowała przebój „Wymyśliłem ciebie”. Piosenka krakowskiego poety Adama Kawy nie ma na myśli konkretnej adresatki, ale jest zawoalowaną tęsknotą za wielką miłością autora. Co o niej wiadomo? Była Żydówką, miała na imię Sara i nagle wyjechała z Polski.
– Tekst powstał wiosną 1969 r., a Sara wyjechała jesienią, więc nie pisałem „Wymyśliłem ciebie” zmyślą o niej. Nasze drogi rozeszły się, gdy towarzysz Gomułka zakomenderował: „Syjoniści do Syjonu”. Później doszły mnie słuchy, że umarła na nowotwór płuc. Pamięci Sary poświęciłem tomiki wierszy „Alchemia” oraz „Hora Poetica” – mówił mi poeta. Wjednym tomiku znalazł się wiersz „Do Sary skazanej na emigrację”, który jest już bezpośrednio zaadresowany. „Tyle mi dałaś siebie, choć tak krótko / A sześćdziesiąty ósmy był złym rokiem / Jeszcze na stacji twój szloch zdusił Szopen / Nokturnu nutą” – pisał Kawa.
Po latach o Marcu zaśpiewał Zbigniew Hołdys. Wpiosence „Kuba” opowiedział o przyjaźni zKubą Wajnbergiem, z którym chodził do XVII LO im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Kuba mieszkał z rodzicami przy ul. Orlej. Był świetnym matematykiem, apoza tym grał fantastycznie na gitarze i razem zHołdysem występował wamatorskiej kapeli Kwiaty Warszawy. Znajomość przerwała antysemicka nagonka. Kuba i jego rodzice musieli opuścić Polskę. Wajnberg zamieszkał wStanach iwkrótce został jednym z konstruktorów komputera Deep Blue. Kuby już nie ma, ale ocalała piosenka z refrenem: „Jutro wyjadę stąd / Nie wiem, może to błąd / Proszę cię, wyjedź ze mną też / Byle gdzie”.
Trzy lata temu na płycie „To, czego pragniesz” do wspomnień związanych z Marcem wrócił Tomek Lipiński. W piosence „Sześćdziesiąty ósmy” śpiewa: „Pamiętam sześćdziesiąty ósmy / I ciągle mi wstyd / Miałem przyjaciela / Okazało się – Żyd / Wygnali go z domu / Z biletem wjedną stronę / A ja do dziś ze wstydu / Za rodaków płonę”.
– Mój najbliższy przyjaciel z podstawówki przy ul. Sempołowskiej przyszedł któregoś dnia do szkoły i powiedział, że wyjeżdża – wspomina Lipiński. – Nie zdziwiłem się, bo to było przed wakacjami, a przecież każdy gdzieś jechał na wakacje. Ale on powiedział: „Nie, nie, ja wyjeżdżam na zawsze”. „Jak to, Bronek, wyjeżdżasz na zawsze?” Okazało się, że wraz z matką i starszą siostrą dostali paszporty w jedną stronę. Wyrzucono ich z ich własnego kraju ze względu na pochodzenie.
Przymusowy wyjazd przyjaciela nie był jedyną szokującą informacją dla 13-letniego Tomka. Przemówienie Władysława Gomułki, odsyłające „Syjonistów do Syjonu”, pociągnęło za sobą lawinę kolejnych przykrych wydarzeń.
– Rozpędzono całą redakcję tygodnika „Świat”, w którym pracowała moja mama z wieloma wybitnymi dziennikarzami żydowskiego pochodzenia. Byłem wharcerstwie i nagle z dnia na dzień zniknęła kadra instruktorska. Pojawili się zupełnie nowi ludzie w mundurach z przypiętymi mieczykami Chrobrego i refrenem na ustach: „Już tych Żydów tu nie ma”. Nie mieściło się to w moim obrazie świata po Holocauście – opowiada Lipiński.
Tomek przez jakiś czas korespondował zBronkiem. Nawet spotkali się po latach, kiedy kolega z podstawówki przyjechał do Polski już jako obywatel amerykański. Ale pomysł napisania o tym piosenki długo leżakował. Lipiński mówi, że chciał to opisać dużo wcześniej, ale nie bardzo wiedział jak, nie potrafił się ztym zmierzyć. – Żeby mówić o tak trudnych tematach, trzeba być odważnym i na wiele gotowym. Ale trzeba też umieć się pogodzić z rzeczywistością, na którą nie mamy wpływu. Nie przepracowaliśmy tego, nie mamy odwagi – mówi artysta.
Jego ojciec Eryk, znany karykaturzysta iwspółzałożyciel tygodnika satyrycznego „Szpilki”, prawie rok przesiedział wAuschwitz. Po wojnie trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, dokąd kierowano ludność cywilną Warszawy, i tam, na lewych papierach noszowego, razem z kolegą lekarzem ocalili wielu żydowskich intelektualistów. Piosenka „Sześćdziesiąty ósmy” to memento, które przypomina o faktach zacierających się wzbiorowej pamięci. A im mniej wykruszających się z roku na rok świadków wydarzeń, tym więcej lansowanych wygodnych wersji historii.
Zbigniew Hołdys nagrał „Kubę”, Jerzy Stuhr nakręcił „Obywatela”, Erna Rosenstein namalowała „Czas pogardy”. Temat Marca bardziej interesuje naocznych świadków niż młodych artystów.