Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
NARODOWY ODKRYWA RYMKIEWICZA
Wielu nie zna takiego Rymkiewicza. Jego pisane w PRL dramaty to trochę pastisze Gombrowicza iRóżewicza, a z drugiej strony – sztuki bezwzględne wobec romantycznych klisz. To także anarchiczny, zjadliwy dowcip. Pieprzny, dosadny i sprośny, a po chwili przechodzący w poetycką lekkość i abstrakcję.
Co prawda w całkiem niedawnych „narodowych” esejach, w„Wieszaniu” czy nawet „Samuelu Zborowskim”, widać jeszcze poczucie humoru. Ale tak przez własne polityczne enuncjacje z ostatnich lat, jak również przez ogłupienie polskiej debaty publicznej Rymkiewicz – jeden z najciekawszych żyjących polskich literatów – znany jest głównie jako autor wiersza „Do Jarosława Kaczyńskiego”.
Reżyser Piotr Cieplak nie od dziś odkrywa inne oblicze tego poety. Przed rokiem w Katowicach wystawił „Porwanie Europy”. Pełen sukces odniósł jednak dopiero wWarszawie, przypominając wNarodowym zapomnianą, choć aktualną „komedię serio” ( jak określił swój utwór Rymkiewicz) sprzed – przypadek? – 44 lat.
„Ułani” to jadowita kpina z mesjanistycznej mitologii, romantycznej wizji męskiej, bohaterskiej wspólnoty. Ale też zewspółczesnej młodszemu Rymkiewiczowi teatralnej i poetyckiej awangardy. Oto mieszkańcy urokliwego dworku czekają na Dziecko – narodowego mesjasza, który ma poprowadzić Polaków. Urodzić ma go ponoć zamieszkująca dworek Zosia – jak z „Pana Tadeusza”. Jednak tradycyjnie predestynowany do ożenku z jasną panienką porucznik ułanów Lubomir nie pali się do płodzenia, zresztą rubaszny dowódca Major podejrzewa go o impotencję. Lubomir woli pisać wiersze podważające panujący tu jednoznaczny obraz świata i nieco grafomańskie zarazem. Zosię pociąga za to zachodni Graf-Feldmarszał, przerysowany nadsamiec z zaborczej austriackiej armii. Wychodzi z tego intryga niestroniąca od erotycznego qui pro quo i kolejnych absurdalnych dialogów, pełnych anachronizmów i aluzji do historii Polski oraz metateatralnych zwrotów do widza.
Ale „Ułani” to nie tylko łatwa parodia, kryją się za nimi także poważniejsze pytania. Kto wnarodowej mitologii jest naprawdę bliski, akto obcy? URymkiewicza wróg, konstruowany przez trwające pokolenia heroiczne, militarystyczne narracje, staje się szczególnie „swojski”. Agdy wtym wszystkim objawi się jeszcze na chwilę wyraźnie homoerotyczna fascynacja Lubomira Grafem, sprawy naprawdę się skomplikują.
Niewystawianą od 22 lat sztukę Cieplak umiejscawia w stworzonym przez scenografa Andrzeja Witkowskiego na Scenie na Wierzbowej Muzeum Wszech-Ułaństwa Polskiego. Podczas dwóch antraktów można oglądać jego eksponaty, podziwiać trąbki, szable imundury, wprawić w ruch arcypolskiego bociana czy opaść leniwie na „kanapę omdleń”.
Dawno nie widziałem wNarodowym tak żywiołowo i precyzyjnie zagranego przedstawienia. Fenomenalna jest Dominika Kluźniak jako konkretna, zdroworozsądkowa i zmęczona męską nieporadnością Zosia. Kroku dotrzymuje jej Anna Seniuk w roli Ciotki, wreszcie aktorskim odkryciem jest Hubert Paszkiewicz grający młodego Lubomira.
Cieplak gra też zręcznie z nobliwym obliczem prowadzonego przez Jana Englerta teatru. Świadczy o tym nie tylko zaangażowanie brawurowego tutaj Jerzego Radziwiłowicza do roli szarżującego Grafa-Feldmarszała, ale też obsadzenie Mariusza Benoit w roli ukrytego za ścianą dworku Widma (odległego echa księcia Józefa Poniatowskiego). Widmowy Książę próbuje kierować zza grobu akcją, odziany w napoleoński mundur i czako dosiada konia… tyle że tyłem do przodu i strategiczny horyzont wyznacza mu koński zad. Cała wstecz!
Może nic dziwnego zatem, że prawicowa prasa przegapiła wydanie przed rokiem przez Instytut Badań Literackich PAN tomu dramatów „swojego” poety? Przypomnienie talentu i dowcipu Rymkiewicza sprzed lat to jedna znajlepszych rzeczy, jakie Teatr Narodowy iPiotr Cieplak mogli zrobić dla polskiej kultury. A„Ułani” poza wycieczką wrzadko odwiedzany obszar naszej literatury są też po prostu dobrą propozycją na marcowy wieczór.