Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
MIKOŁAJ LIZUT:
– Wychowałem się w nim.
– Mój ojciec jest reżyserem teatralnym isiłą rzeczy całe dzieciństwo spędziłem w teatrze.
– Nie musiał, wolałem chodzić znim niż do szkoły. Dla dziecka teatr jest najlepszym placem zabaw, jaki można sobie wymarzyć.
– Przez wszystko: dekoracje, wykreowane, wymyślone światy. Mój tata, kiedy byłem w podstawówce, był asystentem Romana Polańskiego, który pracował wtedy wTeatrze na Woli nad spektaklem „Amadeusz”. Zdarzało mi się być na próbach, więc widziałem teatr, który był magią. Może dlatego, że Polański był powiewem Zachodu.
– Nie zawalałem jej. Próby były popołudniami, a spektakle grane wieczorami. Poza tym było nas zawsze kilkoro, więc wspólnie odrabialiśmy lekcje w garderobach.
– „Wyzwolenie”, „Żywot Józefa” czy „Gra o narodzeniu i męce”.
– Myśmy śpiewali tam bardzo dużo, ale też recytowaliśmy niektóre fragmenty.
– Klasyczna historia związana z okresem mutacji. Rozstałem się na długo z teatrem, poza tym ojciec wybił mi z głowy zdawanie do szkoły teatralnej.
– Uważał, że to okrutny zawód.
– Tak, opierający się ostatecznie na szczęściu, a nie na talencie czy pracowitości. Byłem też wtedy cholernie zbuntowany, źle się uczyłem, miałem gdzieś cały świat. Poszedłem na studia tylko po to, żeby ominąć wojsko. No i zostałem dziennikarzem.
– Nie, przez budowanie jakiegoś rodzaju wspólnoty, ale też możliwości wygadania się. RDC, czy chyba wogóle ówczesne radio, było remedium na samotność. Ludzie chcieli usłyszeć podobnych do siebie. Słuchacze byli też często mocno ekscentryczni. Dzwonili ci, którym albo nudziło się wpracy, albo mieli jakiś problem, którym chcieli się podzielić z innymi, albo byli pijani. Zdarzali się słuchacze okrok od jakiejś desperackiej decyzji.
– Moderowałem, słuchałem, rozmawiałem zludźmi. Co istotne, kiedy byłem szefem stacji radiowych, zawsze sprzeciwiałem się takim audycjom. Dałoby się to zrobić, ale to szalenie trudne.
– Nie chodzi o to. Przy tego typu programach świetnie bawi się prowadzący oraz osoba, która się dodzwoniła. Mam ogromny szacunek do słuchaczy iwydaje mi się, że to obraża ich inteligencję. Kogo obchodzą kurtuazyjne pierdoły?
– Pozdrawianie cioci na antenie, popisywanie się, gadanie od rzeczy.
– Tak, przede wszystkim ze względu na prawdę. Teatr tym się różni od filmu czy telewizji, że wszystko wnim widać, nic się w nim nie da ukryć. Wszystko jest na wierzchu.
– Tak ito bardzo. Agnieszka jest postacią wykreowaną przez współczesne media, jest ich dziełem, ale też ofiarą.
– Poniekąd tak, chociaż bliżej jej do gwiazd zdużych stacji komercyjnych.
– Jest kobietą spełnioną według świata wymyślonego przez media. Ma wszystko, oczym może marzyć współczesna kobieta: karierę, fajną pracę, którą kocha, pieniądze, jest niezależna, inteligentna, lubią ją ludzie. Jej życie może być powodem zazdrości. Wiele osób by się z nią zamieniło.
– Zobaczysz w spektaklu. Coś ją uwiera. Bo może jest tak, że we współczesnym świecie szczęście jest przymusem, przed którym nie ma ucieczki? Kultura masowa jest ciągłym namawianiem do bycia szczęśliwym. Wdodatku można do niego dojść wbardzo prosty sposób. Każdy problem ma swoje rozwiązanie, wszystko jest łatwe. Moja bohaterka jest produktem tego świata, ale jednocześnie próbuje to podważyć, zadawać pytania. Razem ze słuchaczami zastanawia się, czym jest szczęście.
– Ludzie wzięci żywcem z placu Zbawiciela.
– Zdarzają się hedoniści albo tacy trochę New Age, skupieni na duchowości i samorozwoju. Są ludzie pracujący nad projektami, którzy siedzą wkawiarni nad komputerem z jabłkiem i piją kawę na mleku migdałowym. Ale dzwonią też oburzeni na świat, który ulega pseudowartościom. Mówią o śmietniku, moralnym dnie, awyjścia z obecnej sytuacji upatrują tylko wBogu. Jak to wPolsce. Słuchacze Agnieszki są bezpośredni i przemądrzali. To jak, wpadniesz wsobotę do Planu B czy na mój spektakl? Więcej o spektaklu piszemy na stronie wyborcza.pl/centrumpremier
Bilety do kupienia pod adresem bilety.cojestgrane24.pl lub w Cafe Gazeta na Czerskiej 8/10