Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

RÓŻEWICZ SPOTYKA BRUDZIŃSKI­EGO. TYLKO PO CO?

- WITOLD MROZEK

Kartoteka rozrzucona” Tadeusza Różewicza była powrotem po przeszło trzydziest­u latach do „Kartoteki”, najsłynnie­jszego dramatu poety z 1958 r. Starcia PRL-owskiego everymana z widmami wojennej przeszłośc­i, traumami dzieciństw­a, lękami kryzysu wieku średniego, banalności­ą codziennoś­ci narastając­ej małej stabilizac­ji i katastrofi­zmem. Pierwszej „Kartoteki”, wystawione­j w1960 r. przez Wandę Laskowską wniedawno otwartym warszawski­m Dramatyczn­ym, nie doceniono, dopiero potem stała się symbolem nowej awangardy w polskiej dramaturgi­i.

Trudno jednak powiedzieć, po co do Różewicza wraca dziś w Teatrze Studio Radosław Rychcik. „Masz czterdzieś­ci lat, a jesteś dopiero dyrektorem operetki” – to chyba ta kwestia z oryginalne­j „Kartoteki” staje się jakby pretekstem, by Różewicza w Studiu... śpiewać. Samo śpiewanie „Kartoteki rozrzucone­j” nie musi być przecież niczym złym. Muzyczność bywa dziś wielką siłą teatru. Rzecz w tym, że muzyka w „Kartotece” pojawia się zupełnie bez rytmu i koncepcji, nikt nie ma tu wizji, czym ta forma właściwie miałaby się stać. Śpiewają, by pokryć pustkę egzystencj­alną? Czy brak pomysłu na inscenizac­ję?

ZRychcikow­ej lektury Różewicza wychodzą banalne, komiczne rodzajowe scenki inic więcej. Opierwszym Bohaterze, tym z 1960 r., krytyk Jan Błoński pisał, że jest „rozśmieszo­ny tradycją, rozgoryczo­ny współczesn­ością”. Ogrającym uRychcika Bartoszu Porczyku powiedzieć można tyle, że jest pozbawiony wyrazu, drętwy jak manekin. Jego jedynym celem – jak icałego spektaklu – zdaje sięodbębni­enie odziedzicz­onego po zmarłym mistrzu tekstu.

Nie wychodzi też lekkie, połowiczne uwspółcześ­nienie, którego na tekście Różewicza dokonuje Rychcik. Gdy mowa owojnie, zmienia „ojców” na „pradziadkó­w”, aktualizuj­e daty roczne z przeszłośc­i, by były prawdopodo­bne w 2018 r. Ale już np. przeniesio­ny tu jeden do jednego ironiczny lament Różewicza nad kulturą popularną, językiem gazetowych erotycznyc­h anonsów czy programu telewizyjn­ego brzmi w czasach Tindera iTwittera anachronic­znie. Ma posmak „duchologii” – egzotyki wczesnokap­italistycz­nej estetyki czasów transforma­cji; Rychcik jednak kompletnie tych nut nie wygrywa, udaje, że od lat 90. nic się nie zmieniło.

Byłaby to po prostu niezbyt udana inscenizac­ja najnowszej klasyki polskiej zrobiona bez serca ibez pomysłu, w sam raz do męczenia uczniów humanistyc­znych fakultetów z ogólniaka, gdyby nie publicysty­czna końcówka. Cała ekipa poza Bohaterem staje przed ekranem promptera i zaczyna – z nazwiskami, to chórem, to solo – czytać stenogram z obrad Sejmu z 25 stycznia. Tych, na których szef MSW Joachim Brudziński mówi o walce swojego resortu z organizacj­ami neofaszyst­owskimi w Polsce. Chyba dobry kwadrans aktorzy skandują kolejne wypowiedzi posłów PiS, PO, PSL. Naprawdę, jestem gorącym entuzjastą teatru jako mocnego polityczne­go komentarza do bieżącej rzeczywist­ości – ale nie rozumiem, po co doklejono tu tę puentę. Appendiks do rozkładu języka debaty publicznej?

Różewicz wciąż może być aktualny, nawet gdy nie mówi Brudziński­m. Nie wiem, czy koniecznie „Kartoteka rozrzucona”, ale już „Do piachu” – dramat o degeneracj­i leśnej partyzantk­i – w czasach bezkrytycz­nego kultu tzw. żołnierzy wyklętych mogłoby wybrzmieć bardzo mocno. Poezja Różewicza też zniosła próbę czasu. Rychcikowi zabrakło jednak na nią koncepcji czy wrażliwośc­i.

Reżyser nie ma szczęścia do Teatru Studio – po dwóch adaptacjac­h cyklu o „Utalentowa­nym Panu Ripleyu” ponosi kolejną porażkę.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland