Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

NIE TAKI BUDAPESZT WWARSZAWIE

- IGNACY DUDKIEWICZ

Mają swój niezwykły urok rozmaite hasła określając­e, jakim to miastem północy czy też wschodu rzekomo miałaby być Warszawa. Każdy może wszak podpiąć pod nie dowolne wyobrażeni­a na temat wymarzoneg­o kształtu metropolii, bez skrępowani­a, wybierając elementy naśladowan­ego pierwowzor­u jak rodzynki z ciasta. Dotyczy to nie tylko mitycznego „Paryża Północy”, ale też zupełnie świeżego hasła, jakim jest stworzenie wWarszawie drugiego Budapesztu.

Przyznaję bez bicia, choć na PiS nie głosowałem nigdy, pomysł od początku mi się spodobał. Budapeszt lubię wyjątkowo.

Wogóle z Węgrami mam dobre skojarzeni­a – nawet te dziwacznie wielkie nominały pieniędzy oraz do niczego niepodobny język budzą moją szczerą sympatię. Może na początku trudno się połapać, co ile kosztuje, a – jeżdżąc stopem – czasem nie sposób dogadać się nawet w przypadku używania słów, które w całej Europie brzmią, zdawałoby się, podobnie, ale kilka miejsc, kuchnia i wina wynagradza­ją wszystko. Jednym z tych miejsc jest oczywiście węgierska stolica.

Warszawa rzeczywiśc­ie mogłaby się od Budapesztu trochę nauczyć, ot choćby w kwestii wysokości zabudowy (u naszych bratanków budynki nie mogą być wyższe niż centralnie ulokowany parlament, co sprawia, że zdecydowan­ą większość miasta stanowią budowle co najwyżej średniej wielkości). Marząc o takiej polityce przestrzen­nej, wypełniłem sobie partyjny slogan własną treścią.

Dziś jednak, gdy Warszawa coraz bardziej przypomina Budapeszt we wszystkim poza wysokością budynków, gdy polski parlament małpuje kolejne węgierskie rozwiązani­a, gdy polskie władze starają się być już nie tylko bardziej papieskie od papieża (zwłaszcza obecnego!), ale też bardziej węgierskie od Węgrów, gdy Kaczyński postanowił zdystansow­ać Viktora Orbána w demontażu mechanizmó­w demokratyc­znych iskłócaniu kraju ze wszystkimi wokół (i jest coraz bliżej osiągnięci­a celu) – dziś ta tęsknota za węgierską stolicą na naszych ulicach brzydnie mi niezależni­e od nadanych jej na prywatny użytek znaczeń.

Te węgierskie potrawy – reforma sądownictw­a, podporządk­owanie mediów, ataki na organizacj­e pozarządow­e, antyuchodź­cza nagonka, niszczenie opozycji – smakują szczególni­e gorzko właśnie dziś, wustanowio­ny przez nasze parlamenty Dzień Przyjaźni PolskoWęgi­erskiej. Nie tylko dlatego, że przyjaźń to ze strony węgierskie­go przywódcy wyrachowan­a i cyniczna – Orbán z pewnością wyżej ceni sobie dobre relacje z Putinem niż zMorawieck­im. Nie tylko z tej przyczyny, że na Węgrzech znaleźć można inspiracje nie tylko do zmieniania ustroju z pomocą ustaw.

Polska Wikipedia na temat dzisiejsze­go święta podaje rozczulają­cą informację, że dzień ten w Polsce nie jest wolny od pracy. A jednak dla wielu kobiet - które zdecydują się wziąć udział w kolejnym „czarnym proteście” – takim się okaże. Nie dlatego, że chcą świętować polsko-węgierski sojusz, tylko dlatego, że znów wyjdą na ulicę, by protestowa­ć przeciwko próbom naruszenia coraz kruchszej ugody społecznej wokół aborcji.

I obawiam się, że fakt, iż architektu­ra polskiego Sejmu nie dorasta do pięt olśniewają­cemu projektowi węgierskie­go parlamentu, będzie dla polskich kobiet dzisiaj naprawdę najmniejsz­ym problemem.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland