Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
Wojtek Degórski „Degóra” (1933–2012)
Nie jest mi łatwo wspominać Wojtka. Był postacią barwną, ale zarazem niejednoznaczną. Brat łata, wymarzony kompan do wódeczki, obdarzony urokiem osobistym ipoczuciem humoru, a naprawdę był człowiekiem skrytym i pełnym sekretów. Może nawet była w nim jakaś mroczna tajemnica?
Urodził się iwychował w Milanówku, w białym domu z gankiem i kolumienkami, w ogromnym, czarodziejskim ogrodzie. Kiedy stał się poetą, pisał wiersze o stubarwnych kwiatach tego ogrodu inawet umiał je wszystkie nazwać po imieniu.
Milanówek był jego pierwszą i najmilszą ojczyzną – abyły to czasy, gdy był zwany małym Londynem. Środowisko, wktórym dorastał, wyposażyło go w bogaty kapitał kulturowy i szacunek dla określonych wartości, nawet jeśli się przeciw nim buntował. To był ten Milanówek, który uwiecznił Młynarski w piosence „Truskawki w Milanówku”.
Chłopcy i dziewczyny z tamtych lat, pełni pasji i różnorodnych zainteresowań, piszący wiersze, rozwiązujący zagadki wszechświata lub przeprowadzający szalone eksperymenty chemiczne i fizyczne, zostali jego przyjaciółmi do końca życia.
Jednak dalsza droga Wojtka była kręta. Dzięki swym zdolnościom z łatwością dostawał się na studia, zdawał parę egzaminów, po czym rzucał naukę.
Stabilizacja zawodowa przyszła dopiero grubo po trzydziestce, kiedy trafił do centrali turystycznej Orbis. Spędził tam kilkanaście miłych lat, jeżdżąc po hotelach i pensjonatach całej Polski. Wtym czasie skończył studia administracyjne na wydziale prawa.
Trzeba przyznać, że przez te lata prowadził intensywne samokształcenie: dużo czytał, uczył się języków, grał namiętnie wszachy, co pomagało mu do końca życia zachować wyśmienitą pamięć. Miał rozległą wiedzę historyczną: jeśli chodzi okampanie napoleońskie i historię IIwojny światowej, rzadko spotykał równych sobie.
Grubo po pięćdziesiątce zaczął dyrektorować w przedsiębiorstwie Wisła, prowadzącym ośrodki kąpielowe ibaseny wWarszawie ina Mazowszu. Fakt pełnienia przez niego tej funkcji długo budził niedowierzanie i rozbawienie nie tylko znajomych, ale isamego zainteresowanego. Umiał śmiać się zsiebie, asnute przez niego opowieści o przebiegu kariery zawodowej, a także bojach toczonych całe życie z martwą materią doprowadzały słuchaczy do ataków śmiechu.
„Chłopcy zMilanówka” zaczęli się żenić, na ogół z pobliskimi panienkami. Tak było i zWojtkiem, który wroku 1958 ożenił się zkoleżanką z sąsiedztwa. W tym samym roku urodził się syn Andrzej. Wojtek nie umiał odnaleźć się w roli męża i ojca i małżeństwo szybko się rozpadło. Na długie lata, aż do dorosłości Andrzeja, przerwane zostały kontakty z synem, który w latach 80. wyemigrował do Australii. O dziwo, dopiero wtedy obaj poznali się i pokochali.
Wojtek szybko odkrył, że podoba się kobietom. Zawracał im wgłowach zwielkim talentem i smakiem – a która kobieta mogła długo opierać się poecie, nie tylko pięknemu, ale też bezdomnemu ibiednemu jak mysz kościelna?
Tułaczkę zakończył w kawalerce na żoliborskim WSM. Nazywał ją czule bombonierką bądź studiem. „Bombonierka” była na poddaszu, a ponieważ dach był dziurawy, trzeba było podstawiać wiadro w czasie deszczu. Żoliborz stał się jego drugą, po Milanówku, ojczyzną.
Poznałam Wojtka w połowie lat 60. Było to oczywiście w Milanówku, w starej i pięknej willi należącej do najbliższego przyjaciela Wojtka, Janka Radlickiego. Willa była pusta, pełna pajęczyn, na ścianie wisiały portrety starożytnych przodków Jasia. Grał gramofon z wielką mosiężną tubą, tańczyliśmy przedwojenne tanga. Atmosfera jak z „Pożegnań” Dygata – i właśnie wtedy wkroczył Wojtek, „inteligentny jak Gombrowicz”.
Musiało minąć nieskończenie wiele lat od tamtej chwili – wiele burzy i złych deszczy – abyśmy mogli iść razem jedną ścieżką. Połączył nas na ostatnie 20 lat jego życia pewno i Żoliborz, który oboje kochaliśmy, a może i przeczucie, że to ostatni już moment, kiedy wszystko między nami może się wypełnić. Tak jak od początku było nam pisane, ale my nie chcieliśmy uwierzyć iwciąż przeszkadzaliśmy losowi.
Aponieważ poumierali już prawie wszyscy „chłopcy z Milanówka”, tylko ja mogę próbować unieść pamięć oWojtku, zwanym „Degórą”.