Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
REMONT GROZY NA PODOLSZYCACH
To miała być zwyczajna wymiana węzła ciepłowniczego w bloku przy Szarych Szeregów 6 w Płocku.
– Ale w ciągu kilku tygodni Fortum zafundowało nam przy tej okazji dwie bardzo niebezpieczne sytuacje – był i pożar, i zadymienie – denerwuje się Katarzyna Józwiak, która mieszka na parterze, tuż nad piwnicą, gdzie trwały prace
Pierwszy raz był 12 lutego. Z piwnicznego pomieszczenia, w którym znajduje się węzeł, robotnicy wyszli o godz. 15. A wieczorem, kiedy część lokatorów bloku już spała, ktoś zauważył, że się pali, a z piwnicy wydobywa się gryzący dym. Ludzie sami się ewakuowali, strażacy szybko ugasili płomienie. Ale swąd utrzymywał się bardzo długo, w środku zimy non stop wietrzono mieszkania i klatkę schodową.
To, co zostało po pożarze, firma wykonawcza sprzątnęła dopiero po tym, jak opisaliśmy całą sytuację, czyli po kilku dniach. Rzecznik Fortum na naszych łamach przeprosił lokatorów „za zaistniałą sytuację”.
Ale wostatni czwartek... – Nie było mnie wtedy w domu, miałam parodniowe szkolenie poza Płockiem – opowiada pani Katarzyna. – Około godz. 18 mąż do mnie dzwoni imówi, że dym leci w pokoju dzieci. Wydostawał się spod podłogi przy ścianie za łóżkiem (zobaczcie na plock.wyborcza.pl).
Na pomoc ruszył sąsiad, razem szukali przyczyny, bo może jakiś przewód elektryczny, zwarcie?
– Cała podłoga z paneli była gorąca – sąsiad włącza się do opowieści. Jak zerwaliśmy listwy przy ścianie, ten dym buchnął ze zdwojoną siłą. Śmierdziało, jakby się paliły szmaty czy drewno. Szybko w całym mieszkaniu zrobiło się aż gęsto, trudno było oddychać. A pracowników już wpiwnicy nie było, skończyli góra o godz. 15.
Policja stwierdziła, że to nie do niej trzeba dzwonić, a do straży pożarnej. Ale mąż pani Katarzyny nie chciał wzywać strażaków, bo od pożaru 12lutego starsza córka potwornie się boi. Zresztą ognia nie było widać, więc zadzwonił do pogotowia ciepłowniczego.
Ciepłownicy zeszli do węzła wpiwnicy, najpierw polewali sufit wodą z wiaderka, w końcu ktoś przyniósł im szlauch. Lali w nim wodę wrury i otwory w suficie. Odjechali, kiedy podłoga u Józwiaków zrobiła się chłodniejsza.
– Kiedy wróciłam do domu, wciąż czuć było spaleniznę, wszystko tym smrodem przeszło: meble, zabawki, pościel. Chciałam kogoś z Fortum ściągnąć na miejsce, zapytać o pokrycie szkód. W głowie miałam jedną myśl – że życie moich dzieci było zagrożone – denerwuje się pani Katarzyna. – Ale nie było z kim rozmawiać. W sobotę skontaktowałam się z rzecznikiem Fortum, wysłałam SMS, ale źle go odczytał, myślał, że właśnie w tamtej chwili się paliło. Nagle po kwadransie pojawili się ludzie z pogotowia ciepłowniczego. Uznali, że nic się nie stało, w czwartek też żadnego pożaru nie było. A dym? Pewnie poszedł od spawania.
Nam rzecznik Fortum Jacek Ławrecki najpierw powiedział, że to, co przedostawało się do mieszkania, było... parą wodną. Taką informację dostał od kolegów w Płocku (rzecznik urzęduje wWarszawie).
Jednak coś tu nie gra. Od pani Józwiak dostaliśmy filmy. Jeden pokazuje, jak dym rozsnuwa się po pokoju dzieci. Inne zostały nagrane zukrycia, ciepłownicy nie szczędzą surowej oceny wykonawcom wymiany węzła. Mówią np.: „Takie coś [chodzi o spawanie i cięcie rur palnikami – przyp. red.] to się robi rano, k..., (...) a jeżeli już, takie cięcia to się robi, k..., że się jest na miejscu przez cały dzień, nie? I się studzi (...). Nie pomyśleli”.
Wcześniej, kiedy widać, jak ktoś leje wodę do otworów wpiwnicznych sufitach, słychać też: „Bo tam (...) mogły zostać jakieś śmieci i to też mogli podpalić, tak?”.
Ktoś z „ratujących sytuację” zwraca koledze uwagę, że jest jeszcze jedna rura iwnią również powinno się wlać wodę, „bo to mogło się od tamtej zaj...”. Trwają też dywagacje, choć trudno określić, czy mówią to lokatorzy bloku, czy pracownicy firmy, że najwyraźniej rury cięto nie szlifierką, a palnikiem.
– Pracownicy też byli tego zdania i nie mieli wątpliwości, że w stropie coś się pali, tli. Zresztą wszyscy, oni też, czuli ten okropny smród – zapewnia sąsiad.
Jeden zfilmów przesłaliśmy rzecznikowi Ławreckiemu. Obejrzał iodpisał wmailu: „Wdniu 22marca podczas prac przy wymianie węzła nastąpiło zadymienie spowodowane prawdopodobnie cięciem ispawaniem rur ciepłowniczych. Dym wraz z parą wodną przedostał się do mieszkania powyżej przez nieszczelny strop. Nie stwierdzono pożaru, natomiast profilaktycznie zalano strop węzła i rury ciepłownicze wodą. Najmocniej przepraszam lokatorów za niedogodności iniepokój związany ztą sytuacją. Wszelkie szkody oczywiście zostaną naprawione. Wymiana węzła jest już zakończona, wnajbliższym czasie nie przewidujemy żadnych dalszych prac, więc mieszkańcy mogą spać spokojnie”.
Józwiakowie poza strachem ponieśli też konkretne szkody, zarówno wlutym, jak i teraz. Na przykład muszą wymienić podłogę wcałym mieszkaniu. Fortum już przysłało do nich przedstawiciela firmy, której zleciło wymianę węzła. – Pan był dziś [w poniedziałek] ipowiedział, że mam spisać swoje roszczenia – mówi Katarzyna Józwiak. – Znów mam wrażenie, że gdyby nie pomoc prasy, to całą sprawę chcieliby ukryć. Awbajki o parze wodnej nikt tu nie wierzy. Niby skąd się miała wziąć trzy godziny po zakończeniu prac wpiwnicy?