Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
LECZENIE NIE DLA OSÓB BEZDOMNYCH
Nie będzie świątecznego felietonu. Raz, że Wielki Piątek to dla niewierzących nieświęto, ai dla chrześcijan dzień trudny iwymagający. Dwa, że dla wielu mieszkańców naszego miasta nie ma znaczenia, jaki dzień wypada wkalendarzu, gdy powraca zima. Piątek – świątek – zaczyna się walka oprzetrwanie.
To walka często nierówna, bo pozbawiona wystarczającego wsparcia. Wczoraj zadzwoniła do mnie znajoma lekarka. Do jej szpitala przyszedł mężczyzna wkryzysie bezdomności, uskarżający się na duże dolegliwości bólowe. Mogła mu pomóc wniewielkim zakresie – to szpital dziecięcy. Wiedziała, że po zawiezieniu go do odpowiedniej placówki może zostać szybko wypisany. Chciała więc zapytać, jaki adres mu zapisać na kartce – gdzie mógłby zwrócić się po pomoc. Zrobiła, co mogła.
Polska Konstytucja stwierdza jasno: „Obywatelom, niezależnie od ich sytuacji materialnej” – (sic!) – „władze publiczne zapewniają równy dostęp do świadczeń opieki zdrowotnej finansowanej ze środków publicznych”. Wiemy, jak to wygląda wpraktyce. O ile jednak faktycznie wszyscy odczuwamy skutki niedofinansowania systemu opieki zdrowotnej, o tyle osoby w kryzysie bezdomności są często jej wręcz niemal całkowicie pozbawione. Historii wypisywania prosto na ulicę osób niemających gdzie się udać – w stanie uniemożliwiającym samodzielne funkcjonowanie, choć niezagrażającym życiu – znam wiele. Opowieści oodmowie przyjęcia zgłoszenia do schroniska pozbawionego windy mieszkańca z niesprawnymi nogami – również. Świadectw braku wystarczającej empatii – nie mniej.
Problem w jakiejś części rzeczywiście zasadza się na wrażliwości personelu medycznego lub jej braku. Ale tylko w części. Sprawy nie ułatwiają warunki, w jakich pracują ratownicy medyczni, lekarze czy personel pielęgniarski. Stres, braki sprzętowe, pośpiech, wyczerpanie fizyczne ipsychiczne, niedobory kadrowe, olbrzymia presja – w takich okolicznościach trudno o empatię. Kłopotem są też braki miejsc w specjalistycznych placówkach dla osób wkryzysie bezdomności, niezdolnych do samoobsługi, wktórych mogłyby otrzymać opiekę pielęgniarską imedyczną. Nie pomaga rozbudowana biurokracja związana zubezpieczeniem zdrowotnym. Choć warunki nie rozgrzeszają przedstawicieli ochrony zdrowia z każdego zachowania, to warto mieć świadomość, że problem jest systemowy. Nie wynika w pierwszej kolejności z „nieczułości” lekarzy i ratowników. By go rozwiązać, potrzeba szeregu ingerencji państwa lub – wmniejszej skali – samorządu.
Tym cenniejsze są oddolne inicjatywy łatające dziury. Jak przychodnia Lekarzy Nadziei prowadzona dla osób wkryzysie bezdomności przez lekarzy wolontariuszy. Jak Ambulans zSerca – Karetka dla Bezdomnych, w ramach której zespół ratowniczy jeździ do osób wkryzysie bezdomności, by wypełnić te zadania, na które pogotowie często nie ma czasu (wspominałem coś oproblemach systemowych?).
I tym cenniejsze jest, z jednej strony, wspieranie tych inicjatyw, z drugiej zaś – naciskanie na decydentów, by doprowadzili do całościowej poprawy sytuacji. By kiedyś nie trzeba było już łatać dziur.
Może wtedy – za ileś lat – osoby mieszkające na ulicy będą miały choć trochę łatwiejsze święta.