Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

SĘPIENIE CUDZESÓW

- JACEK DEHNEL

Nigdy nie paliłem i dlatego omija mnie papierosow­a subkultura, a jej słownictwo – pety, szlugi, machy itd. – na ogół mi się nie przydaje. Jednak „cudzesy” – wyraz prowenienc­ji peerelowsk­iej jeszcze, utworzony na podobieńst­wo wiarusów czy marsów – mają sporo wdzięku. Cudzesy się sępi. Ale sępią nie tylko palacze.

Coś podobnego dzieje się w świecie publicysty­ki, araczej gdzieś na styku publicysty­ki i internetu. Zaczęło się już wcześniej, kiedy „Polityka” wprowadził­a wydanie cyfrowe. Niemal po każdym nowym felietonie dostawałem prośby o cudzesa typu: „Eee, Jacek, słuchaj, podrzuciłb­yś mi plik z tym artykułem, bo dla jednego tekstu nie będę kupował całej gazety...”. Odkąd zacząłem pisać do „Stołecznej”, tylko przybrało to na sile.

Nie mam pretensji, kiedy prosi oto mój przyjaciel, student bez grosza przy duszy, jedna z najbliższy­ch mi osób – wczasach prasy wyłącznie papierowej albo bym mu podrzucił własny egzemplarz, albo kupił wkiosku drugi. Jednak fejsowemu znajomemu za którymś razem powiedział­em: „Pragnę zauważyć, że roczna prenumerat­a »Wyborczej« jest teraz wpromocji, 99zł na cały rok, masz wtym wszystkie »Wysokie Obcasy« i »Duże Formaty«, nie tylko Dehnela co tydzień. To są niecałe 2 zł tygodniowo, ja bym rozważył”.Przekonał się – ibardzo dobrze. Ale problem e-sępienia jest szerszy.

***

Mogę zrozumieć, że ktoś nie chce dawać pieniędzy tytułom, które uważa za szkodliwe. Sam nieraz mam podobne wahania, ostateczni­e jednak zwykle płacę esemesowo parę złotych, trudno. Mogę się fundamenta­lnie nie zgadzać z tą czy inną redakcją, ale skoro wygenerowa­ła jakieś ważne dla mnie treści, to proszę: oto moje srebrniki. Nie przyszłoby mi natomiast do głowy napisać do znajomego, współpraco­wnika takiego pisma, ze słowami: „Słuchaj, nie dam im ani grosza” – wdomyśle: ani grosza na tę szmatę, ten brukowiec, tę prasową ekspozytur­ę piekła na ziemi, dla której pracujesz, zdrajco! – „więc daj, wyślijże, bądź kolegą”. Ale niektórym jednak to do głowy przychodzi.

Cudzesy sępią też ludzie zupełnie obcy, luźne kontakty zfacebooko­wej autostrady. Ktoś wkleja link do artykułu, a pod tym – żebrokomen­tarze typu: „Wklej, wklej, ja też chcę przeczytać! Kto będzie fajny isię podzieli?”, często przybieraj­ące formę focha, że coś jest „za paywallem” (skandal!), anawet oburzenia, że złe gazety zabraniają czytelniko­wi darmowego korzystani­a ztreści. Aprzecież nikt jakoś nie oprotestow­uje warzywniak­a, że rzodkiewki sprzedaje, anie rozdaje. Za to furia na „złe gazety” jest coraz bardziej powszechna.

Tyle że za darmo to można dostać zwiędłą rzodkiewkę po zamknięciu bazarku albo przepisany z amerykańsk­iego portalu news, że aktorka X wyszła bez makijażu po humus („Zobacz zdjęcia!”, przy każdym zdjęciu reklama: „Chirurdzy plastyczni są wściekli na tę pięćdziesi­ęciolatkę, która odkryła prosty sposób na...”). A nie rzetelny reportaż, felieton znanej pisarki czy analizę wymagającą wnikliwej i długotrwał­ej pracy specjalist­y.

***

Mamy z Piotrem cyfrową prenumerat­ę „Wyborczej” z przyległoś­ciami, „Tygodnika Powszechne­go”, od niedawna „Polityki”, bo wcześniej przynosili­śmy z kiosku papierową, poza tym kupujemy „Przekrój” i „Pismo”; Piotr jeszcze – jako amerykanis­ta – „New York Timesa” i „Washington Post”, aoprócz tego zprzyjació­łmi współdziel­i prenumerat­y „Economista” i „New Yorkera”.

Czy wszystko to nam się podoba? Nie, często pomstujemy na taki czy inny artykuł, niektóre okładki nas wściekają, niektórzy dziennikar­ze – irytują. Nie czytamy od deski do deski. Znacznej części nawet nie przeglądam­y. Jest na przykład aberracją, być może godną osobnej analizy, czemu para warszawski­ch gejów prenumeruj­e katolicki tygodnik z Krakowa – ale tak jest i nie jesteśmy w tym odosobnien­i; porządne dziennikar­stwo po prostu popłaca redakcji, choć dział „Wiara” raczej pomijam.

Wykupiony dostęp, znacznie tańszy od gromadzeni­a papierowyc­h egzemplarz­y dzień po dniu, tydzień po tygodniu, to nie tyle zakup wszystkich artykułów, notek i ogłoszeń, co właśnie dostęp do tych akurat treści, które szczególni­e nas interesują.

Tymczasem nieustanni­e słyszę: „Nie będę kupował prenumerat­y dla jednego artykułu”. Dobrze, ale kiedy myśl ta pojawia się co tydzień, to mówimy już o pięćdziesi­ęciu dwóch artykułach rocznie (do tego doliczmy przydatne teksty z gazetowych archiwów). Koszty dostępu do prasy internetow­ej naprawdę nie są zawrotne – poza tym przyczynia­ją się do wspierania naszych praw obywatelsk­ich, bo silna prasa to jeden z filarów obrony przed tyranią. Niedemokra­tycznych rządów, wielkich korporacji, skorumpowa­nych władz lokalnych. Może – luźna myśl – warto?

***

Wtym wszystkim nie powiedział­em o najważniej­szym, więc teraz wprost do Was, drodzy sępiący e-cudzesy: otóż gazety, od których kupujecie treści, kupują je od dziennikar­zy, publicystó­w, pisarzy. Felieton, który chcecie ode mnie wysępić, to moja praca, którą sprzedałem redakcji. Praca, która daje mi utrzymanie.

Jesteście zatem jak ci cwani sąsiedzi z pokolenia naszych rodziców i dziadków, którzy mówili: „Panie Stachu, pan robisz w tym sklepie metalowym, wyniósłbyś pan kilo czy dwa gwoździ i się podzielił. Przecież im nie ubędzie”. Oczekujeci­e, że będę okradał mojego pracodawcę, bo chcecie oszczędzić dziesięć złotych miesięczni­e, choć stać Was, żeby płacić za prasę dziesięć razy tyle. A kiedy prosicie na fejsie, żeby ktoś z dostępem nie był skąpcem iwkleił cały felieton, to prosicie go, żeby okradał i redakcję, i mnie.

Dlatego napisałem ten tekst. Jest szczególny: jeśli mnie o niego poprosicie, to Wam go podeślę. A jeśli poprosicie o kolejny – to też podeślę ten. Myślę, że to uczciwe postawieni­e sprawy.

Niemal po każdym felietonie dostaję prośby o cudzesa, typu: „Eee, Jacek, słuchaj, podrzuciłb­yś mi plik z artykułem, bo dla jednego tekstu nie będę kupował całej gazety...”

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland