Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
SIŁUJ SIĘ, ROWERZYSTO, Z WYRWIZAMKIEM
Znów dałam się nabrać. Wypożyczyłam rower miejski Veturilo z nadzieją, że dojadę szybciej i sprawniej niż autobusem. I znów musiałam siłować się z elektrozamkiem, wieszającym się terminalem czy bezsensownie ustawioną stacją.
To chyba najbardziej klasyczny błąd opisany przez psychologów: niewyciąganie wniosków. Ale wróg jest wyjątkowo podstępny: błyszczy wsłońcu, kusi dwoma kółkami ibeztroską przejażdżką zamiast jazdy wzatłoczonym autobusie. Co roku więc z zachwytem debiutanta wchodzę w system Veturilo. A potem co rok piszę na tych łamach o jego uciążliwościach i składam obietnicę, że więcej nie wypożyczę.
Są w tych tekstach pewne stałe, niezmienne od lat. Elektrozamki, zwane raczej wyrwizamkami. Ćwiczą mięśnie i charakter. Poświęcasz dwie minuty życia na wybranie iwypożyczenie roweru, ale zamek się nie otwiera. Ciągniesz, szarpiesz, a po chwili już tylko się frustrujesz. Samotnie albo przez infolinię (panie Wojtku ze słuchawki, pan się nie gniewa na te zgryźliwości, za wszystkim stoją wyrwizamki). Innym razem jedyny wolny na stacji elektrozamek nie chce przyjąć roweru. Zepsuty, system jednak tego nie rozpoznaje. Chcesz przypiąć rower linką z kodem i zwrócić go ręcznie przez aplikację czy terminal, ale te są niewzruszone: siłuj się, rowerzysto, z elektrozamkiem, bo przecież jak wół stoi wolny. I znów kończy się na infolinii, na której w słoneczne dni na połączenie czeka się nawet kilkanaście minut. W tym sezonie takich awarii miałam już kilka. W biurze prasowym Nextbike’a, operatora systemu, słyszę, że na 930 tys. tegorocznych wypożyczeń takie przypadki trafiały się rzadko. No cóż, życie jest jak pudełko czekoladek.
Nie chcę bezmyślnie gapić się na Zachód, ale w Londynie zamki do miejskich rowerów to solidne konstrukcje, w które lekko wsuwa się prawie całe koło. Nie trafiłam na awarię. Może po prostu miałam szczęście. Amoże warto podpatrzeć takie rozwiązanie? Niestety wWarszawie uciążliwe wyrwizamki nie znikną przynajmniej do końca 2020 r. Marek Pogorzelski, rzecznik firmy Nextbike, która do tego czasu ma podpisaną umowę z miastem, zapowiada, że tak rewolucyjnych zmian nie będzie.
Jedna zmiana z pewnością jest potrzebna, i to jak najszybciej. A dotyczy stacji przy zejściu do metra Centrum Nauki „Kopernik”. Była wyczekiwana, bo wcześniej po wyjściu z podziemnej kolejki trzeba było gonić po rower aż w okolice ul. Leszczyńskiej. Poza tym blisko stąd na bulwary i do rzeki. Wweekendy stacja tonie więc w morzu rowerów. Problem w tym, że od kilkunastu dni z jednej strony jest ogrodzona płotem, który otacza budowę bulwarów na wysokości pomnika Syrenki. Jak pisaliśmy wczoraj w „Stołecznej”, trwa tu budowa m.in. kaskady wodnej i przestrzeni dla deskorolkarzy. Prace dają się we znaki rowerzystom, bo każą im zbaczać znad Wisły i kluczyć przez skrzyżowanie Wybrzeża Kościuszkowskiego z Tamką i Zajęczą oraz kręte chodniki skweru Kahla. Z kolei przy stacji Veturilo ogrodzenie budowy na jednym końcu stacji niemal przylega do rowerów, na drugim dzieli je od nich może ze 20 cm. Wyobraźmy sobie, że chcemy zostawić tu rower, a jedyny wolny elektrozamek jest właśnie po stronie ogrodzenia. Widziałam kuriozalne sceny: przerzucanie rowerów, podawanie ich sobie nad innymi. Sama tam kluczyłam, przestawiałam inne rowery i wciskałam się w płot. Gdy już dopchałam się do elektrozamka, okazało się, że nie działa.
Łukasz Puchalski, szef ZDM, przyznaje, że rzeczywiście jest tam ciasno, a do kilku rowerów właściwie nie ma dostępu. – Do najbliższego weekendu przesuniemy tę stację. Na tym samym placu, ale bliżej jezdni – zapowiada Puchalski.
Ja już nie czekam. Dziś odbieram własny rower z serwisu.