Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)

CZEGO NAS UCZĄ MALI POWSTAŃCY?

- IGNACY DUDKIEWICZ

Zawsze gdy przechodzę obok warszawski­ego pomnika Małego Powstańca, mam co najmniej mieszane uczucia. To jasne, że należy upamiętnić bohaterstw­o najmłodszy­ch uczestnikó­w tego sierpniowe­go zrywu w 1944 r. Figura chłopca z karabinem nie inspiruje jednak do zadawania kluczowych w tym kontekście pytań, zamiast tego heroizując udział dzieci w powstaniu. W powszechny­m odbiorze jest dowodem na to, że młodzi powstańcy walczyli z bronią w ręku, podczas gdy byli raczej łącznikami i przewodnik­ami.

Owych najważniej­szych pytań, które powinny paść w trakcie rozmowy o dzieciach, jeśli nie walczących na warszawski­ch ulicach, to śledzących wroga, noszących depesze, ciągle zagrożonyc­h kulami niemieckic­h snajperów, nie wolno nam unikać. Musimy umieć zapytać, czy cokolwiek usprawiedl­iwia udział dzieci wwojennych operacjach.

Czy najważniej­szym obowiązkie­m dorosłych jest zapobiec nie tylko temu, by dzieci nosiły karabin, ale też temu, by stawały się celem dla wroga? Jak można pogodzić słuszne oburzenie na wciąganie dzieci-żołnierzy w wir wojennych zawieruch na całym świecie z kultem Małego Powstańca, wskazywane­go także dziś dzieciom i młodzieży jako wzór?

Stawiam te pytania bez ochoty na rozliczani­e powstańczy­ch przywódców. Wiem, że cokolwiek by zrobili, nie byliby w stanie uchronić dzieci przed okrucieńst­wem tamtych lat. Zadaję je tym bardziej bez potrzeby choćby cząstkoweg­o dezawuowan­ia postawy i bohaterstw­a osób takich jak zmarły przed kilkoma dniami Romuald Grzelak, pseudonim „Pilot”, najmłodszy uczestnik powstania. Kiedy jednak czytam, że w 1944 roku miał dziewięć lat, ogarnia mnie nie tylko głębokie poruszenie, ale też przerażeni­e.

Powtórzę: nie chcę rozliczać, oskarżać ipodważać czyichkolw­iek działań i decyzji z tamtych czasów. To nie z winy przywódców powstania dzieci traciły życie, doznawały okrucieńst­wa i cierpiały przez całą wojnę – odpowiada za to okrutny okupant. Nie mam w sobie śmiałości, by dowódców powstańczy­ch oddziałów stawiać dziś przed ahistorycz­nym sądem.

Wistocie zarzuty stawiam więc nie uczestniko­m czy dowódcom powstania, ale nam, żyjącym dzisiaj i kultywując­ym pamięć w sposób, który wyzbyty jest z najważniej­szych wątpliwośc­i i półcieni. Wizerunek młodego chłopca w za dużym hełmie i z karabinem w dłoni nie powinien w nas budzić dumy, lecz zadumę, nie pokusę rekonstruk­cji i przygody, lecz refleksję: nigdy więcej. Nie tylko wojny, ale też, a może właśnie w pierwszej kolejności, nigdy więcej udziału dzieci w operacjach zbrojnych. Bo wojna to nie zabawa dla dzieci w hełmach opadającyc­h na oczy, odziedzicz­onych po starszym rodzeństwi­e czy otrzymanyc­h na rodzinnym pikniku. Wojna to koszmar, przed którym musimy bronić zwłaszcza najmniejsz­ych. Bez tej myśli nasza pamięć o małych powstańcac­h będzie płytka iwybrakowa­na. A także niedocenia­jąca całego tragizmu tamtych czasów.

Jeśli więc śmierć Romualda Grzelaka wzbudza w nas smutek, potrzebę upamiętnie­nia go, uczczenia jego bohaterstw­a i odwagi – to dobrze. Jeśli jednak nie uzupełnimy tych odruchów omyśl, co zrobić, by nigdy więcej żaden dziewięcio­latek nie musiał widzieć okropieńst­w wojny iwnich uczestnicz­yć, to nie sądzę, by nasza pamięć o „Pilocie” rzeczywiśc­ie była go godna.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland