Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
WIĘZIEŃ WE WŁASNYM DOMU
Czuję się nim przez to, co dzieje się na działkach. Nie mogę otworzyć okien, wywietrzyć. Nie mogę rozwiesić prania, nie mogę posiedzieć na tarasie. Wychodzę do pracy – śmierdzi dymem, wracam – śmierdzi dymem. I w całym tym smrodzie – my i nasze dzieci
Mieszkanka osiedla na Winiarach, sąsiadującego z ogrodem działkowym Goździk przy Traktowej, narzeka, że działkowcy nieustannie łamią zakaz spalania trawy i liści.
– Nie wiem, czy tylko mnie tak bardzo to przeszkadza, czy ktoś jeszcze się na to skarży, ale ja jestem już na skraju wytrzymałości – mówi. Opowiada, że próbowała interweniować wdelegaturze rejonowej Polskiego Związku Działkowców i u prezesa ogrodu Goździk już w 2016 r. Ale problem jest dalej. Zdaniem naszej czytelniczki telefony do straży miejskiej też niewiele dają, bo zanim przyjedzie patrol, ktoś już zdąży zgasić ogień. Anawet jak strażnicy złapią kogoś na gorącym uczynku, dają pouczenie lub niski mandat, który niczego nie uczy.
– Nie mogę otworzyć okien, wywietrzyć. Nie mogę rozwiesić prania, nie mogę posiedzieć na tarasie. Wychodzę rano do pracy – śmierdzi dymem, wracam do domu – śmierdzi dymem. Iwcałym tym smrodzie – my i nasze dzieci – denerwuje się kobieta. – W Goździku jest ponad 500 ogródków; kiedy w jednym kończą palić, zaczynają w następnym. Dym osadza się na ubraniach, włosach, firanach i ścianach.
Czytelniczka jest już tak zdeterminowana, że zamierza iść nawet do sądu zpowodu naruszenia dóbr osobistych, w szczególności zdrowia i art. 144 Kodeksu cywilnego o emisji. Wstraży miejskiej znają problem. – Prawo zabrania spalania liści i śmieci. Nie wolno tego robić. Podejmujemy interwencje, najwięcej takich sytuacji jest wiosną i jesienią – przyznaje komendant straży Piotr Umiński. Przypomina, że za taki proceder grozi kara grzywny nawet do 5 tys. zł lub mandat do 500 zł.
Ajak to wygląda w praktyce i dlaczego kary od straży miejskiej nie poprawiają sytuacji? – Staramy się pilnować, by czas dojazdu na interwencję nie przekraczał 15 minut. Awprzypadku mandatów funkcjonariusze biorą pod uwagę okoliczności, sytuację materialną przyłapanej osoby, okazaną skruchę. Dlatego czasem kończy się na pouczeniu lub niższym mandacie – odpowiada Umiński. Uważa, że problem tkwi w tym, że część regulaminów ogrodów działkowych jest sprzeczna zobowiązującym prawem idopuszcza spalanie liści jesienią iwiosną. Choć przepisy wyższego rzędu zabraniają tego przez cały rok.
Co ciekawe, to ostatnie jest jasno zapisane w regulaminie ogrodu działkowego Goździk. Ludzie jednak – podobnie zresztą jak iwinnych ogrodach – nie przestrzegają zakazu, co szczerze potwierdza wiceprezes Goździka Jan Nowakowski. – Działkowcy mogą składować trawę i liście na kompost lub zamówić odbiór śmieci na własny koszt. Ale większość chce pozbyć się takich odpadów taniej i mimo zakazów spala je – opowiada.
Dodaje, że na działkach jest rębak, więc jeśli ktoś chce się pozbyć gałęzi, może skorzystać z usługi pocięcia ich na trociny. Koszt to 30 zł za pół godziny, choć taka praca trwa przeważnie 1,5-2 godz. – Młodsi działkowcy czasem zamawiają taką usługę. Ale starsi, przeważnie emeryci, nie mają wiele pieniędzy. I nie chcą płacić za pozbycie się gałęzi, liści, trawy. Niektórym udaje się podrzucić je do naszego działkowego śmietnika. Tylko że firma odbierająca od nas odpady nie chce tego zabierać. Musimy dopłacać za czyjąś trawę – nie ukrywa nasz rozmówca.
Jeszcze w ubiegłym roku na terenie Goździka (22 ha powierzchni i 505 działek) zostały zamontowane kamery monitoringu. – Nie ma wyjścia. Będziemy sprawdzać monitoring i patrzeć, kto wyrzuca trawę do śmietnika, kto pali na działkach. Apóźniej wzywać takie osoby i obciążać kosztami – zapowiada wiceprezes ogrodu.