Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
PRZYSTANEK JAK MELINA
– Jest brudno, śmierdzi jak nie wiem co, ławeczki są okupowane przez meneli, którzy ciągle piją i awanturują się.
I nikt nie zwraca na to uwagi – żali się nasza czytelniczka. Codziennie w takich okolicznościach pasażerowie czekają na autobusy przy Dworcu Wileńskim
– Po 19 za przystankiem dwie babki zaczęły się szarpać, a potem tłuc. Obie z czerwonymi, napuchniętymi twarzami, widać, że sporo piją. Były ciosy pięścią, nawalanka. Potem włączył się w to jakiś pijany facet. Po 10 minutach towarzystwo rozeszło się wdwie strony – opisuje pani Agata, czytelniczka zTargówka. Jak co dzień czekała przy Galerii Wileńska na autobus, którym dojeżdża po pracy do domu. To jeden z najbardziej obleganych przystanków wWarszawie. Tłumy przesiadają się tu z ostatniej stacji metra na autobus jadący w stronę Targówka i Marek. Tędy pasażerowie przechodzą też na pociągi do Wołomina, Tłuszcza czy Małkini.
Poniedziałkową awanturę widziała też jedna z kobiet handlujących truskawkami. – Kończył im się alkohol i nie starczyło dla wszystkich. Burdę wszczęła „mamuśka”, bo tak ją tu nazywają. Wściekła się na drugą i zaczęły się bić. I jeden z tych pijaków przydusił ją do murku, i zaczął okładać pięścią z całej siły. Ale tu jest tak codziennie – mówi.
Policja spóźniona
Nikt nie reagował, choć na przystanku czekało wielu pasażerów. Niektórzy nagrywali zajście komórką.
– O 19.48 interweniowaliśmy wokolicy al. Solidarności iTargowej. Zgłoszenie dotyczyło grupy osób spożywających alkohol. Miało tam również dojść do bijatyki. Nasz patrol nie potwierdził takiego zdarzenia – informuje kom. Monika Brodowska ze stołecznej policji. Funkcjonariusze byli na miejscu zbyt późno.
Regularne awantury przy Dworcu Wileńskim to niejedyny kłopot dla czekających tu pasażerów. – Strach tędy chodzić, bo albo chcą złotówkę, albo papierosa, jak nie dasz, to spluną, a policji nie ma. Chwila nieuwagi i już nie masz telefonu – opowiada sprzedająca truskawki.
Nielegalni sprzedawcy stoją przed wejściem do Galerii Wileńska. Na metalowym stelażu rozłożona cerata, a na niej łubianki. – Pewnie, że ryzykuję, ale trzeba jakoś żyć – mówi kobieta bez zębów. I bez zezwolenia na handel. – Najwyżej zabiorą mi towar. Ja wtedy nie przyznaję się, że to moje. W plecy jest mój pracodawca, bo to rozstawia.
Obok niej stoją kobiety o ciemnej karnacji, ledwo mówiące po polsku. Rozmawiać nie chcą. Chętniej sprzedają bluzeczki i koszule za 20-30 złotych. Trzymają je w ręku. W każdej chwili gotowe, by schować je do dużej torby.
Nagle poruszenie. Kobiety z ubraniami się rozbiegają, łubianki z truskawkami w pędzie lądują na dużym wózku. Po chwili wszyscy handlarze się rozbiegają w dwie strony. Awzdłuż przystanku wolnym tempem przejeżdżają dwa patrole straży miejskiej. Ale moja rozmówczyni zostaje z ceratą, kasą i stelażem. Towaru nie ma, więc nic jej nie grozi.
Mandaty nie działają
Pięć minut później wszyscy wracają na swoje miejsce. Handel dalej kwitnie. – Udało się – mówię do pani bez zębów. – Dla mnie to jest porażka, ciągle wnerwach, ale zaraz wrócą. Wczoraj też tak było – przekonuje. Miała rację. – Panowie interweniują? – pytam patrol straży miejskiej. Odsyłają do rzecznika i znów odjeżdżają. – Od 1 kwietnia mieliśmy w tym miejscu 71 interwencji w sprawie nielegalnego handlu – mówi mi Sławomir Smyk zwarszawskiej straży miejskiej. – Wystawiliśmy w tym czasie 9 mandatów, 11 wniosków oukaranie do sądu i 3 pouczenia.
O dzikim handlu i awanturach przy Galerii Wileńska wie także dyrekcja centrum handlowego. – Stale współdziałamy z różnymi służbami wnaszym otoczeniu – zapewnia Monika Lewczuk-Kuropaś, rzeczniczka prasowa Galerii Wileńska.
– Wprzypadku bezdomnych oraz osób pod wpływem alkoholu inarkotyków w okolicach Dworca Wileńskiego mieliśmy wubiegłym roku spotkanie w urzędzie z przedstawicielami policji, straży miejskiej iwładzami galerii, która o nie prosiła – informuje Karol Szyszko, rzecznik Pragi-Północ. – Po tej naradzie ustaliliśmy, że teren wokół galerii będzie objęty przez policję specjalnym nadzorem.
Ale zdaniem pasażerów od kilku lat niewiele się tu zmienia, a jeśli już, to na gorsze. – Kiedyś widziałam, jak ten facet pił z innym, a potem zaczęli się lać iwyzywać. Nikt nie reagował – mówi pani Grażyna, wskazując na siedzącego obok mężczyznę w brudnej koszuli i spodniach. – Dziś znów tu siedzi. Proszę przyjść za dwie godziny. Będzie się działo.