Gazeta Wyborcza - Regionalna (Stoleczna)
ZACHOWAJMY CHOĆ JEDEN „LIPSK”
Wcentrum miasta przy ulicy Miedzianej powoli znika biurowiec typu „Lipsk”. Już drugi w tym roku po rozbiórce budynku przy ulicy Dubois. Gdy napisałem o tym na swoim blogu, postulując, by dla potomności zachowano jeden czy dwa takie budynki w stolicy, na Facebooku rozgorzała dyskusja.
Biurowce typu „Lipsk” zawsze były dla mnie jakimś synonimem końca architektury. Niczym klony, niemal takie same, budowane w całej Polsce na podstawie licencyjnej dokumentacji zakupionej wNRD. Ich cechą jest powtarzalna stalowa konstrukcja, układy korytarzowe w środku i charakterystyczne elewacje wypełnione szklanymi panelami z hartowanego barwionego szkła. Wczasach PRL-u niebieskie, bladoturkusowe, ceglane, rude czy też zielonkawe panele szklane na elewacjach sprawiały, że budynki wyróżniały się kolorem pośród szarej zabudowy naszych miast i przedmieść. Budynek przy Miedzianej, mieszczący jakiś czas temu redakcję „Trybuny Ludu”, ma nieco bardziej urozmaiconą kolorystykę. Bladoturkusowe panele szklane dzielone są pasami czarnego szkła.
Co ciekawe, nie przypominam sobie wielu tego rodzaju budynków, w których wszystkie szklane panele byłyby całe. Niemal zawsze, i to zwykle od chwili powstania, jedna lub kilka takich szyb było rozbitych, szpecąc elewację niczym szczerby wuzębieniu. W dodatku wiele z tych budynków obarczonych zostało grzechem pierworodnym, jakim był użyty do ich budowy azbest.
Zapewne po zburzeniu budynku przy Miedzianej nikt płakać nie będzie, ale w moim przekonaniu jeden z takich budynków warto jednak ocalić jako pamiątkę po estetyce PRL-u. Jest on bowiem podobnym świadectwem Polski lat 70. i 80. jak bloki z wielkiej płyty.
Mój pomysł nie wywołał entuzjazmu zwolenników burzenia budynków wzniesionych w technologii „Lipsk”. Ich zdaniem bowiem cechuje je brak wartości technologicznej i estetyki. „To, co można zachować, to zdjęcie, żeby Masłowska wiedziała, w czym umieszcza swojego bohatera. Nic więcej. Nie rozczulajmy się nad czymkolwiek tylko dlatego, że jest. »Lipsk« bardzo łatwo ocenić – chłam budowlany na miarę NRD i nie ma w nim żadnej tajemnicy” – pisze na Facebooku jeden z uczestników dyskusji.
Wmoim przekonaniu wartość techniczna i estetyczna budynku nie odgrywają tu jednak podstawowej roli. Wiele obiektów zachowujemy nie dla tego, że są piękne, wartościowe artystycznie czy też stanowiące wkład wmyśl techniczną, ale dlatego, że są świadkami przeszłości. A „Lipski” takimi świadkami są. Pozostawienie chociaż jednego jest gwarancją, że w naszej pamięci nie pozostanie kolejna dziura.
Wdyskusji wziął też udział stołeczny konserwator zabytków Michał Krasucki. Napisał, że przynajmniej jeden lub dwa najlepiej zachowane „Lipski” chciałby włączyć do Gminnej Ewidencji Zabytków. – Dla mnie są to przykłady masowego budownictwa biurowego. Ciekawy wydaje mi się już sam pomysł wprowadzenia technologii masowości umożliwiającej montaż budynku w dowolnym miejscu – mówi Krasucki. Jak przekonuje, w budynkach tych interesująca była też możliwość stosowania barwnej elewacji. – To dla tego, abstrahując od oceny estetycznej, warto zachować taki obiekt bez zmian. Dopóki są one masowe, nie przedstawiają wielkiej wartości. Ale są rozbierane i gdy już niemal zupełnie znikną, te które ocaleją, staną się na swój sposób cenne – uważa konserwator.